Tegoroczna konferencja WallStreet przyniosła sporo obserwacji związanych z tym czego oczekują i czym martwią się przedstawiciele spółek giełdowych.
Tak minorowych nastrojów nie pamiętam od lat. Przedstawiciele spółek, podczas zarówno prywatnych rozmów, jak również w czasie oficjalnych prezentacji starali się pokazywać z dwóch stron co daje spółkom rynek kapitałowy. Z jednej strony jakie są zalety bycia spółką publiczną i z drugiej strony z czym to się wiąże, z jakimi kosztami, z jaką uciążliwością codziennych działań, przede wszystkim obowiązków informacyjnych.
Jednym z tematów poruszanych w kuluarach była zbliżająca się wielkimi krokami zmiana przepisów, czyli wejście w życie rozporządzenia MAR, które reguluje nowy sposób komunikowania się spółek z rynkiem kapitałowym, jak również mówi o ewentualnych karach nakładanych na spółki i przedstawicieli zarządów, rad nadzorczych, kluczowych menedżerów oraz osób blisko z nimi związanych.
Wysokość kar przewidzianych w rozporządzeniu MAR robi wrażenie nawet na najbogatszych prezesach. Toteż niejednokrotnie podczas rozmów z przedstawicielami spółek giełdowych podczas konferencji WallStreet można było usłyszeć:
Ten rynek kapitałowy do niczego nie jest nam potrzebny. Same problemy, a jeszcze można karę zarobić. Sprawdzamy możliwości jak można spółkę z obrotu publicznego wycofać.
Żeby nie było, że były same narzekania. Po przekroczeniu pewnego progu, pewnej skali działalności po pierwsze nie da się już spółki z giełdy wycofać, gdyż są potrzebne do tego zbyt duże pieniądze. A po drugie te uciążliwości związane ze zmieniającą sie polityką informacyjną nie są aż tak duże w skali działalności spółki.
Piotr Nowjalis, Wiceprezes Zarządu CCC, podczas jednego z paneli dyskusyjnych w trakcie konferencji WallStreet powiedział, ze CCC widzi te problemy, w tym także to, że trzeba całkowicie odkryć się wobec konkurencji, ale plusy bycia rozpoznawalną spółką giełdową dominują nad tymi „drobnymi” niedogodnościami.
Panel dyskusyjny – Lokomotywy polskiej giełdy podczas konferencji WallStreet
Tak zapewne jest w przypadku dużych spółek. Mają one na tyle dużo zasobów pieniężnych, że wszelkie problemy wynikające ze zmienionej rzeczywistości prawnej rozwiążą za nie niezliczone kancelarie prawne, specjalizujące się w prawie rynku kapitałowego. W takich spółkach także rozbudowane działy relacji inwestorskich „ogarną” wszelkie piętrzące się problemy.
W przypadku niestety tych mniejszych spółek, gdzie za relacje inwestorskie odpowiada jeden wiceprezes wraz z asystentką problem nowych przepisów dotyczących obowiązków informacyjnych oraz nowy zachodnioeuropejski poziom nakładanych kar zaczyna stanowić gigantyczny problem.
Jak będzie wyglądała rzeczywistość informacyjna znakomicie pokazał Dariusz Jarosz (Prezes Zarządu Martis Consulting) w felietonie dla Parkietu:
Droga Mamo, Ja, Twój syn, zamieszkały pod tym samym adresem co Ty, uprzejmie Cię powiadamiam, że ponieważ jestem członkiem organu administracyjnego, zarządczego lub nadzorczego spółki giełdowej Miś Uszatek, to Ty jako osoba ze mną blisko związana masz obowiązki wynikające z art. 19 MAR. Czyli powinnaś informować KNF i spółkę, że obracasz akcjami Misia, jeśli ci przyjdzie na to ochota. I bardzo Cię proszę, podpisz mi na kopii, że dałem Ci to pismo, bo kopię muszę mieć na wypadek kontroli. Jeśli jednak obrócisz akcjami i się do tego nie przyznasz, to możesz zapłacić nawet ponad 2 mln zł kary, doprowadzając nasze gospodarstwo domowe do ruiny. Podobne pismo wręczyłem już innym tzw. blisko związanym, czyli babci, bratu i żonie, z którą jestem w separacji, a nie chce się z naszego domu od roku wynieść (ta już powiedziała, że mi kopii nie podpisze). Nie wiem, czy mieszkająca z nami teściowa też podpada pod definicję członka rodziny, ale tej KNF może wlepić karę, a nawet powinien, bo jej mi nie szkoda…
Prawda, że fajne? Tak fajne, tak śmieszne, że aż smutne, bo znakomicie oddające to z czym za sekundę przyjdzie nam się mierzyć.
Jeszcze nigdy w historii odkąd w ogóle zacząłem interesować się giełdą (za chwilę będzie 20 lat) nie słyszałem takiego narzekania i takiego lamentowania związanego z uciążliwością bycia spółką giełdową. Kiedyś bycie spółką publiczną było modne i porządane przez podmioty gospodarcze. Dzisiaj jest problemem i wrzodem na tylnej części ciała kadry zarządzającej i właścicieli. Ten sposób myślenia jest niestety powszechny, a co gorsza zaczyna być dominujący wśród ewentualnych kandydatów do bycia spółką giełdową. Jak celnie wskazał Dariusz Jarosz w podlinkowanym wyżej felietonie, problem przeregulowanego rynku już za chwilę może zniknąć, po ewentualnym Brexicie, w Londynie, który z radością powita wszystkie spółki, które mają dość straszenia milionowymi karami nakładanymi w imię konieczności dostosowania prawa polskiego do kolejnych dyrektyw unijnych.
Zobacz także nagranie podcastu Echa Rynku o wprowadzeniu MAR-u: