W ostatnim okresie na rynek spłynęła informacja, że Skarb Państwa otrzyma narzędzie do zwiększenia kapitałowej kontroli nad spółkami notowanymi na giełdzie. Chodzi oczywiście o tzw. srebra narodowe, czyli wcześniej sprywatyzowane duże państwowe spółki takie jak KGHM, PGNiG, spółki energetyczne, Azoty Tarnów, itp.
Być może Skarb Państwa jak klasyczny inwestor uznał, że spółki np. energetyczne są teraz tanie. Średnie wskaźniki C/WK tych spółek faktycznie mogą na to wskazywać. To skoro są tanie, to SP uznał, że to jest dobry moment na zakup. Nic nowego, tak działa giełda, jak jest tanio to się kupuje, a jak drogo, to sprzedaje. Gdyby taki był sposób myślenia, to byłoby jeszcze wszystko w porządku. Ale tutaj taka argumentacja niestety nie ma miejsca. Słyszymy raczej o tym, że to co państwowe, o przepraszam, nie państwowe, teraz jest popularne inne sformułowanie – narodowe jest lepsze niż prywatne i jest wysoka konieczność wzmocnienia nadzoru właścicielskiego. Słyszymy także, że poprzednie prywatyzacje prowadzone przez wiele lat przez kolejne rządy to był błąd i że spółki zamiast wypracowywać zysk dla akcjonariuszy powinny realizować jakieś inne cele stawiane przez dominującego akcjonariusza.
Minister Jackiewicz powiedział przecież, że gdyby mógł i miał pieniądze, to by z rynku skupował niektóre spółki. I właśnie wygląda na to, że takie narzędzie, w formie pieniędzy z Funduszu Reprywatyzacji w ilości blisko 5 mld zł, otrzymał.
Po co w ogóle wszystko prywatyzowaliśmy?
Pytanie tylko, czy kupowanie akcji w celu zwiększenia kontroli nad „srebrami narodowymi” ma jakiś sens. Bo ten sposób myślenia przeczy sensowi wieloletnich prywatyzacji. Po co to w ogóle robiliśmy? Przecież ten KGHM mógł być od początku do końca państwowy. To czemu nie zostawiliśmy tego KGHM-u w rękach Skarbu Państwa w 100%? Jednak jakieś cele, oprócz chwilowych wpływów budżetowych, o tym decydowały.
Sprawa jest oczywista, spółka prywatnie zarządzana, zawsze będzie lepiej działała niż spółka państwowa. Państwowa, czyli tak naprawdę… niczyja. Tak od lat działa kapitalizm, gdzie ludzie gromadząc przez lata majątek i dbając o niego, postępują lepiej, sprawniej, bardziej racjonalnie, niż gdy pracują w firmie państwowej lub po prostu nie na własny rachunek. To widać na każdym kroku! Każdy pracujący na swój rachunek lepiej przypilnuje biznesu niż, gdy będzie pracował u kogoś innego.
Przykładowo, gdy ktoś pracuje na etacie w warzywniaku sąsiada, to będzie pracował gorzej niż gdyby to był jego warzywniak. Wiem, że to zależy od wielu czynników, takich jak charakter pracownika, czy też od tego jak sprawowany jest nadzór. Ale na 100% wewnętrzne zaangażowanie pracownika będzie niższe, niż gdyby pracował na swój prywatny interes. Pracownik biurowy pracujący na etacie, nie czujący się związany z firmą, o godzinie 16:00 wstanie i pójdzie do domu. Jeżeli to będzie jego prywatny biznes i firma będzie miała problemy albo będzie stała przed ważnym wyzwaniem i będzie mógł zarobić ogromne pieniądze, to taki pracownik zostanie w pracy do północy. Ale to ważne, te ogromne pieniądze muszą mu „wpaść” do kieszeni, a nie do kieszeni właściciela spółki, w której dany pracownik jest zatrudniony.
Nie ma o czym rozmawiać. Czy Dariusz Miłek też zrobiłby z CCC potęgę na skalę europejską, gdyby zarządzał cudzymi pieniędzmi? Gdyby był tylko wynajętym menedżerem? Być może też dałby radę, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że zrobił to lepiej, bo CCC to jest jego prywatny biznes.
Już kiedyś wszystko było państwowe
Już mieliśmy kiedyś taki ustrój, że wszystko było państwowe. 40 lat powojennej historii pokazało, że jednak na dłuższą metę gospodarka centralnie planowana, państwowa czyli de facto niczyja, to nie jest najlepsze rozwiązanie i że sytuacja, w której w zasadzie wszystko jest prywatne jest o niebo lepsza.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że są sektory gospodarki ważne dla bezpieczeństwa Państwa, takie jak energetyka, przemysł zbrojeniowy, wodociągi, itp. Ale to powinny być tylko wyjątki od reguły.
Pomysły, że koniecznie musimy mieć jak największą kontrolę nad systemem bankowym i że kapitał ma narodowość i że w czasach kryzysu „wrogie kapitalistyczne” banki zarządzane przez „imperialistów z zachodu” nie będą chciały finansować polskiego przemysłu są wręcz niedorzeczne.
Czy bank np. z dominującymi niemieckim kapitałem ma inną ocenę ryzyka udzielenia danego kredytu niż polski, narodowy bank? A skąd! Jeżeli w sytuacji kryzysowej bank z obcym kapitałem nie udzieli jakiemuś przedsiębiorstwu kredytu, bo uzna to za ryzykowne, a zrobi to bank polski, to czy tak powinno być? Niestety w większości przypadków skończy się to tylko i wyłącznie nagłym wzrostem ilości niespłacanych kredytów w polskim banku, który z czasem będzie wymagał dokapitalizowania. Kupując więc taki bank np. ze środków z Funduszu Reprywatyzacyjnego okaże się, że zapłacimy za niego dwa razy. Za pierwszym razem go kupując, a za drugim razem dokapitalizowując.
Prywatny właściciel "wyciśnie" więcej
Kapitał nie ma narodowości. Złotówki z polskiego, państwowego banku są warte tyle samo co z banku zagranicznego. VAT lub CIT zapłacony przez polskie, państwowe przedsiębiorstwo to są te same wpływy budżetowe co do rodzaju co VAT lub CIT spółki prywatnej. Jest tylko taka różnica, że w długim terminie najczęściej tego VAT-u lub CIT-u ze spółki prywatnej będzie więcej, bo będzie ona lepiej zarządzana.