Łukasz Nowacki, Comparic.pl: Kilka lat temu udzieliłeś portalowi Comparic.pl wywiadu. Czy coś się u Ciebie zmieniło od tego czasu? Jakieś znaczące zmiany na Twojej stronie, rozszerzenie działalności itp.?
Radosław Chodkowski, autor bloga Humanista na giełdzie: Zmieniła się nieco moja sytuacja zawodowa. Jeszcze w 2016 roku pracowałem na etacie, co znacząco ograniczało moje możliwości inwestycyjne i utrudniało aktywny trading. Obecnie pracuję w branży nieruchomości, gdzie mam o wiele większą elastyczność w ustalaniu zadań, dzięki czemu mogę aktywniej uczestniczyć w giełdowej sesji. Pozwoliło mi to na spróbowaniu swoich sił w daytradingu.
Dużą zmianą jest również moje odejście od pełnej niemal koncentracji na analizie technicznej w kierunku większego łączenia jej z analizą fundamentalną. W części mojej strategii stawiam na podejście długoterminowe i dywidendowe, gdzie bez analizy kondycji finansowej spółki trudno jest o dobrą inwestycję.
Zacznijmy od początku – skąd wzięło się zainteresowanie tematem inwestycji, spekulacji? Jak wyglądały Twoje początki w tym świecie?
Początek miał miejsce w okolicach 2007-2008, kiedy to zacząłem pierwszą poważniejszą pracę i pojawiła się nadwyżka gotówki do zagospodarowania. Wtedy też stawiałem swoje pierwsze kroki inwestycyjne. W 2007 roku były to fundusze inwestycyjne, z których na szczęście szybko wyszedłem, w 2008 roku koncentrowałem się na monetach kolekcjonerskich, natomiast od 2009 roku była to już tylko giełda. Można więc powiedzieć, że jestem dzieckiem hossy.
Często mówi się o tzw. szczęściu początkującego. Czy u Ciebie też tak było, pierwsze zyski przyszły dość szybko i łatwo? Co było później – szybkie zrozumienie o co w tym wszystkim chodzi czy jednak mozolna, długa droga i wiele przegranych transakcji?
Trudno w moim przypadku mówić o szczęściu początkującego. Giełdową przygodę rozpoczynałem w maju 2009 roku, po dwóch miesiącach dynamicznych wzrostów i spodziewałem się, że w pierwszym roku inwestowania zarobię ostrożne 50%. W praktyce okazało się, że straciłem ok. 20% i to było bardzo potrzebne otrzeźwienie, po którym zacząłem szukać swojej inwestycyjnej drogi.
Moje działania powędrowały w kierunku analizy technicznej, która wydawała się łatwiejsza i bardziej przystępna niż analiza sprawozdań finansowych spółek. Droga do zyskowności w inwestowaniu nie była tak szybka, jak bym się tego początkowo spodziewał, jednak po szeregu prób i błędów w końcu znalazłem swoje podejście. Wymagało to sprawdzenia i wyeliminowania tych technik inwestycyjnych, które nie działały lub nie korespondowały z moim spojrzeniem na rynek.
Czy miałeś jakiś moment przełomowy, od który przybliżył Cię do lepszego zrozumienia o co w tym wszystkim chodzi?
Z pewnością momentem przełomowym była chwila, w której zacząłem swoje inwestycyjne podejście upraszczać. Zrezygnowałem z poszukiwania idealnego wskaźnika, który byłby w stanie odpowiadać za całość inwestycyjnego systemu i skupiłem się na analizie czystego wykresu, bez żadnych narzędzi. To właśnie stopniowe powracanie do podstaw przełożyło się na poprawę uzyskiwanych wyników i sprawiło, że przestałem się oszukiwać zwalając winę za porażki na niedziałający wskaźnik czy oscylator.
Czy mógłbyś polecić jakąś książkę o spekulacji, która Twoim zdaniem najbardziej przybliży czytelnika do sukcesu na rynkach?
W moim przypadku były to raczej książki, które traktowały o rynkach w sposób bardziej ogólny, bez prezentacji poszczególnych narzędzi czy technik inwestycyjnych. Oczywiście o tych ostatnich czytałem również, ale tym, co ukształtowało mnie jako inwestora są pozycje opowiadające doświadczenia innych inwestorów.
Mam tu na myśli głównie cztery książki Jacka Schwagera z serii Market Wizards. To właśnie przegląd tak wielu podejść inwestycyjnych na przestrzeni kilku dekad pozwoliło mi skupić się nie na szukaniu idealnego podejścia do rynku, ale mojego własnego, prostego podejścia. Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie również pozycja Michaela Lewisa pt. Wielki Szort, opowiadająca nie tylko kulisy ostatniego kryzysu finansowego, ale również kreatywne sposoby na zarobienie na nim pieniędzy. Dzięki takim lekturom inwestorzy oswajają się ze światem instrumentów pochodnych.
W tym roku będziesz jednym z prelegentów konferencji FXCuffs. Co sądzisz o inicjatywie jaką jest FxCuffs?
Uważam, że bardzo potrzebne są miejsca, w których inwestorzy mogą spotkać się i wymienić doświadczeniami. Taka jak ze wspomnianych wyżej książek, tak z doświadczeń innych traderów jesteśmy w stanie wyciągnąć bardzo praktyczne wnioski i cenne lekcje usprawniające nasz codzienny proces inwestycyjny. Nie chodzi o kopiowanie cudzych ruchów i technik, ale o inspirację do własnych poszukiwań i dalszego rozwoju.
Może uchylisz rąbka tajemnicy i zdradzisz o czym będzie traktowało Twoje wystąpienie?
W czasie swojego wystąpienia będę mówił głównie o certyfikatach turbo dostępnych na GPW. W skrócie opowiem, jak działają, ale osią mojego wystąpienia będą praktyczne przykłady zastosowania tych instrumentów w moich transakcjach. Okazuje się, że jako inwestorzy, nawet na kontach IKE i IKZE, nie musimy ograniczać się tylko do korzystania akcji i zarabiania wyłącznie na wzrostach.
Jak oceniasz rok 2017 na rynkach finansowych, coś szczególnie zapadło Ci w pamięci?
Rzeczą, która wywarła mocny wpływ na moje inwestowanie jest relatywna słabość małych spółek w stosunku do spółek dużych. Nie pamiętam okresu, w którym byłoby to tak bardzo widoczne, jak właśnie w 2017 roku. Doświadczenie to pokazuje, że na rynek akcji nie można patrzeć tylko przez pryzmat indeksu WIG, ale trzeba również zwracać uwagę na sytuację w poszczególnych sektorach i branżach.
Drugą charakterystyczną rzeczą były właśnie poszczególne hossy. Obserwowaliśmy bardzo duże zainteresowanie sektorem producentów gier, branżą biotechnologiczną czy też deweloperską. To pokazuje, że w każdym okresie rynkowym potrzebne są konie pociągowe, które skupiają na sobie uwagę inwestorów.
Ostatnio na topie są kryptowaluty. Czy „Humanista” dał się wciągnąć w manię Bitcoina?
Nie jestem aktywny na tym rynku i zapewne w najbliższej przyszłości nie będę. Śledzę temat z zainteresowaniem, ale wolę trzymać się obszarów, które znam i rozumiem.
Co sądzisz o kryptowalutach w sensie inwestycyjnym. Jest to bańka spekulacyjna, która niebawem pęknie? Masz jakieś prognozy, własną opinię na ten temat?
Moim zdaniem jest to bańka spekulacyjna, z której właśnie uchodzi powietrze. Nie mówię tego ze złośliwą satysfakcją, ale wskaźników upodabniających zachowanie rynku kryptowalut do innych baniek jest tak wiele, że trudno je ignorować.
Sądzę, że mamy tu połączenie dwóch czynników. Pierwszym jest duża ilość taniego pieniądza na rynku. Drugi to względna nowość koncepcji kryptowalut i jej urok. Jest hype na nowe technologie, a pieniądz tak innowacyjny, że aż nie posiadający fizycznej postaci z pewnością kusi inwestorów.
Technologia blockchain zapewne odmieni wiele obszarów, które dzisiaj funkcjonują jeszcze według „starych” zasad. Jednak tak jak TPSA nie stała się gigantem wraz z upowszechnieniem Internetu, tak zapewne Bitcoin zostanie niebawem zastąpiony innymi formami kryptowalut, a sam zapisze się w pamięci jako prekursor nowej zmiany.
Widziałem na Twojej stronie, że próbujesz sił w daytradingu. Dlaczego ciągnie Cię w tym kierunku?
Wynika to w dużej mierze z faktu wydłużenia horyzontu inwestycyjnego w moich portfelach emerytalnych. Zakupiłem wiele spółek dywidendowych z zamiarem posiadania ich przez dłuższy czas. W połączeniu z moim dość elastycznym życiem zawodowym otworzyła się pewna nisza. Można powiedzieć, że zacząłem się trochę nudzić :)
W każdym razie poświęciłem dwa miesiące na budowę założeń strategii i jej przetestowanie, a obecnie, od początku roku, prowadzę realny trading celem weryfikacji, na ile założenia teoretyczne systemu pokrywają się z realnymi wynikami. W chwili obecnej rezultaty są bardzo obiecujące, ale potrzeba przynamniej kilku miesięcy grania strategią, zanim wyciągnie się poważniejsze wnioski na jej temat.
Co sądzisz o daytradingu czy scalpingu? Czy te formy spekulacji mają jakieś atuty nad typowym inwestowaniem? Czy potrzebne są specjalne predyspozycje do takiej gry, czy jest ona Twoim zdaniem trudniejsza niż inwestowanie długoterminowe?
Handel krótkoterminowy wymaga dwóch podstawowych rzeczy. Konkretnej przewagi nad rynkiem, dającej się w praktyce wykorzystać oraz odpowiednio niskich kosztów i prowizji, aby całe zyski nie zostały zjedzone przez opłaty.
Moim zdaniem przewaga takiej strategii musi być bardzo duża, aby w praktyce opłacało się ją stosować. Jeżeli nie stosujemy handlu mechanicznego, gdzie system sam składa za nas zlecenia, daytrading jest pracą na pełen etat. Musimy każdego dnie spędzać konkretną ilość godzin przed monitorem, aby zajęcie to przynosiło odpowiednie rezultaty. W efekcie wyniki finansowe muszą być na tyle zadowalające, aby stanowiły substytut pełnego i to dość wysokiego wynagrodzenia uzyskiwanego konsekwentnie co miesiąc. Z pewnością nikt nie chciał by być daytraderem i po roku aktywności wyjść na zero.
Ze specjalnych predyspozycji potrzebna jest konsekwencja, aby trzymać się reguł systemu. Po kilku tygodniach tradingu to jest moją największą bolączką. Dlatego warto odłożyć część kapitału i przeznaczyć go na zagrywki spekulacyjne, a głównymi środkami handlować ściśle według ustalonych zasad.
Coraz częściej pojawiają się opinie, że polski parkiet zostaje w technologicznym ogonie. Z drugiej strony spora część inwestorów indywidualnych ma negatywne podejście do „nowych” instrumentów, między innymi kontraktów różnic kursowych (CFD). Jak myślisz, co może być tego powodem?
Polskie doświadczenia pokazują, że inwestowanie ciągle nie jest powszechne w społeczeństwie. Nawet dziś, w czasach niskiego bezrobocia i dużych zasobów gotówki wśród gospodarstw domowych obserwujemy raczej dążenie do inwestowania w nieruchomości, nie na rynkach kapitałowych. Sądzę, że jest to ciągle pokłosie bessy sprzed dekady, kiedy to wiele osób poniosło dotkliwe straty.
Wydaje mi się, że największe znaczenie mają tu działania aparatu państwowego i konkretne zachęty. Stabilizacja sytuacji w III filarze (w kontekście reformy OFE) pozwoliłaby na popularyzację inwestowania z horyzontem emerytalnym. To z kolei przełoży się na wzrost inwestycyjnej świadomości Polaków, co w konsekwencji powinno powodować przesunięcie oszczędności z lokat i nieruchomości w kierunku rynków finansowych. Skorzysta na tym nie tylko giełda, ale również podmioty oferujące instrumenty CFD.
Na koniec zapytam o GPW. Co dalej z hossą, czy nasz parkiet będzie nadal, w dłuższej perspektywie rosnąć? Czy widzisz jakieś szczególne zagrożenia dla hossy na GPW?
Na chwilę obecną zagrożeń takich nie widać. Oczywiście pewne niepokoje mogą przyjść do nas zza oceanu, gdzie polityka fiskalna może powodować znaczne przetasowania na rynkach kapitałowych. Jest to jednak ryzyko, które dotyczy nas w każdym momencie cyklu.
Sądzę, że rok 2018 będzie rokiem umiarkowanych wzrostów na giełdach. Spółki małe mają ciągle sporo zaległości do odrobienia, podczas gdy blue chipy po wzrostach z 2016 i 2017 roku nie mają już tej pierwszej świeżości, ale ciągle trzymają się mocno.
Dużą rolę będą mieli inwestorzy indywidualni, czyli tzw. ulica. Jeżeli giełdowe wzrosty przyciągną na rynek świeży kapitał, zarówno poprzez rachunki maklerskie jak i fundusze inwestycyjne, możemy oczekiwać nowych rekordów na głównych indeksach.
Jeżeli chodzi o dalsze losy hossy, jestem więc umiarkowanym optymistą.
Zobacz więcej: