Presja płacowa w państwowych firmach, podszyta polityczną akceptacją rządu, zaczyna przybierać niepokojący obrót. Jeśli górnikom w PGG, dzięki groźbie strajku, uda się wywalczyć kolejne podwyżki, które sprowadzą firmę pod kreskę, będzie to sygnał dla innych, także giełdowych firm kontrolowanych przez państwo, że za cenę spokoju społecznego można wyszarpać podwyżki, nie mające nic wspólnego ze wzrostem wydajności pracy i zagrażające kondycji firm przy najbliższym pogorszeniu koniunktury.
Warto obserwować rozwój sytuacji w Polskiej Grupie Górniczej, największej spółce górniczej w Europie. Związkowcy, którzy w 2015 r. otwarcie poparli politycznie obecnie sprawujących władzę, postanowili po raz kolejny zmusić zarząd spółki do finansowych ustępstw. Warto w tym miejscu wspomnieć, że PGG powstała tylko dlatego, że inne państwowe spółki zostały politycznie przymuszone do wyłożenia setek milionów złotych, aby zbudować nową firmę na gruzach zbankrutowanej Kompanii Węglowej. Otóż związkowcy PGG domagają się 10 proc. podwyżki płac (a fundusz osobowy w PGG stanowi około połowy kosztów!), zaś zarząd proponuje 6 proc. W praktyce oznaczałoby to, że w propozycji zarządu na podwyżki miałby pójść cały prognozowany tegoroczny zysk netto (ok. 200 mln zł). Większa podwyżka oznaczałaby w praktyce straty PGG. Jednak związkowcy się na to nie zgadzają. Rodzi się kilka pytań. Po pierwsze, jaki jest ekonomiczny sens działania PGG? Czy to jest firma nastawiona na osiąganie zysku, jak każda racjonalnie działająca firma, czy też wyłącznie zaspokajanie kolejnych żądań płacowych załogi? Bo jeśli cały przewidywany zysk za 2018 r. ma być lekką ręką oddany pracownikom, to władza właścicielska skarbu państwa po prostu jest iluzoryczna, gdyż każdy rozsądny właściciel zapewne opierałby się równaniu: cały zysk = podwyżki. Przecież spółka prawa handlowego powinna działać tak, aby generować i wypłacać zysk, a nie mnożyć bez końca stałych kosztów, bo to działanie na granicy niegospodarności.
Nie wiadomo, jak się skończy płacowy apetyt górników z PGG, ale nie ma wątpliwości, że obecny spór i groźba strajku generalnie oznacza koniec ponad dwuletniego okresu miodowego między górniczymi związkowcami a rządem. Co więcej, pójście na ustępstwa przez zarząd PGG będzie miało kilka dalekosiężnych skutków, nie tylko dla branży węglowej i samej PGG. Po pierwsze stanie się dowodem politycznego lęku rządu przed wyborami. Na Śląsku mieszka ok. czterech milionów wyborców, a ewentualne strajki i niepokoje społeczne mogą dla rządu przynieść taki sam druzgocący efekt, jak przyniosły dla koalicji PO-PSL w latach 2014-2015. Po drugie podwyżki mogą podkopać rentowność PGG, gdyby tylko doszłoby do dekoniunktury na rynku węgla. A ta wcześniej czy później nastąpi, bo węgiel jest paliwem schyłkowym. Po spadku cen poniżej kosztów produkcji PGG zostanie z gigantycznymi kosztami osobowymi i stratami, które zagrożą jej istnieniu.
Po trzecie, co jest najbardziej istotne dla inwestorów giełdowych, przykład presji płacowej płynący z PGG może być zaraźliwy dla innych firm państwowych notowanych na GPW, najpierw dla węglowej Bogdanki i JSW, a potem także innych, np. z sektora energetycznego czy paliwowego. W takim scenariuszu polityka wyszarpywania podwyżek groźbą strajku przedwyborczego odbije się czkawką w pierwszej kolejności akcjonariuszom mniejszościowym spółek giełdowych. Skarb państwa może i rozumować, że wyniki spółek są drugorzędne, tak samo jak ich zdolność do wypłaty dywidendy. Ale drobni akcjonariusze i fundusze już tak nie mogą zrobić, bo trzymanie akcji ze względu na dywidendę jest czasem jedyną motywacją wobec państwowych spółek. W efekcie czasowe zawieszenia polityki dywidendowej, jak mieliśmy właśnie okazję przetestować w JSW, może przybrać rozmiar zaraźliwej choroby. A biorąc pod uwagę znaczenie spółek państwowych w obliczaniu najważniejszych indeksów, to mamy gotową receptę na giełdową bessę. I to długotrwałą. Naprawdę, wtedy nie pomoże nawet najmądrzejsza strategia dla rynku kapitałowego wymyślana w resorcie finansów przy wsparciu zagranicznego doradcy.
Podsumowując, pójście na ustępstwa płacowe w PGG po raz kolejny będzie sygnałem słabości rządu i zarządów państwowych spółek wobec tzw. strony społecznej, i nie będzie miało nic wspólnego z kalkulacją ekonomiczną, tylko z politycznymi rachubami. Załogi innych firm zapewne pomyślą: skoro im się udało, to czemu nie nam? I tak nakręci się spirala żądań płacowych, zabójcza dla firm. Taka polityka gospodarcza w spółkach podszyta strachem politycznym zawsze źle się kończy. Bo jak mawiał Warren Buffett: „Dopiero podczas odpływu okazuje się, kto pływał nago”. Tym „odpływem” będzie globalne spowolnienie gospodarcze albo dekoniunktura w branży np. surowcowej. Niestety, w każdym przypadku cenę zapłacą również akcjonariusze mniejszościowi. A tzw. strona społeczna będzie wygrana tylko do czasu, kiedy nie będzie trzeba ratować firm znowu za pieniądze podatników, tak jak to bywało często w górnictwie.
Tomasz Prusek – publicysta ekonomiczny, prezes zarządu Fundacji Przyjazny Kraj, która m.in. prowadzi badania i analizy ekonomiczne, wspiera rozwój przedsiębiorczości oraz projekty edukacyjne.
Dziennikarz-politolog, absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia doktoranckie w Międzywydziałowym Zakładzie Studiów Amerykańskich UJ. Przez 25 lat pisał w „Gazecie Wyborczej” m.in. o rynku kapitałowym, nadzorze finansowym i corporate governance.
Laureat nagród i wyróżnień dziennikarskich: Akademii Ekonomicznej w Krakowie (Nagroda im. Eugeniusza Kwiatkowskiego 1996) za artykuł „Rok audytora” w miesięczniku „Gra na giełdzie”, „Rzeczpospolitej” i Coopers&Lybrand (wyróżnienie w konkursie „Kierunki rozwoju gospodarki polskiej do 2005 r.), Business Centre Club („Ostre Pióro” za propagowanie edukacji ekonomicznej), Citibank Handlowego we współpracy z Uniwersytetem Columbia (II nagroda w „Citigroup Journalistic Excellence Award), Fundacji Edukacji Rynku Kapitałowego (nagroda „Skrzydlaty FERK”), Fundacji Batorego (nagroda specjalna w konkursie „Tylko ryba nie bierze?”), Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (wyróżnienie w konkursie o Nagrody SDP w 2007 r.). W konkursach Grand Press 2003 i 2012 nominowany w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne.
W 2005 r. nominowany do tytułu „Osobowość Rynku Finansowego i Kapitałowego 2005 r.". Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych uhonorowało go tytułem „Dziennikarz Roku 2011”. W 2015 był wśród laureatów plebiscytu „Ludzie i instytucje rynku finansowego 2015” CFA Society Poland i gazety giełdy „Parkiet”.
Autor powieści o kulisach rynku kapitałowego „K.I.S.S.”. Współautor książek: „Regulowany rynek kapitałowy w Polsce. Początki” oraz „Raport roczny spółki publicznej”.