Chat with us, powered by LiveChat

PPK to nie „OFE-bis”. Tylko co dalej z OFE?

Skomentuj artykuł
© IRStone – fotolia.com

Przyjęcie przez rząd projektu ustawy o pracowniczych planach kapitałowych to niezbędny krok, aby przyszli emeryci nie wpadli w ubóstwo. Teraz kluczowe, aby przekonać Polaków, że PPK to nie „OFE-bis”. Poza tym trzeba promować go jako program oszczędnościowy, a nie stricte emerytalny, bo przecież pieniądze z PPK nie zapewnią świadczenia dożywotniego. I raz na zawsze rozstrzygnąć sprawę OFE, aby nie ciążyła PPK.

 

Po wielomiesięcznej batalii szefowi Polskiego Funduszu Rozwoju Pawłowi Borysowi udało się przeforsować projekt PPK, który w ostatecznej wersji obronił się przed zakusami resortu energii, aby wyłączyć z systemu górnikow, a krytyczne uwagi ze strony NBP nie zablokowały jego przyjęcia przez rząd. Jeśli w Sejmie projekt nie zostanie popsuty przez grupy interesów, albo nie osłabnie polityczna wola jego realizacji, to PPK powinno ruszyć od połowy 2019 roku. To i tak jest z poślizgiem wobec pierwotnych planów, ale w tym wypadku przesunięcie terminu powinno być korzystne. Po pierwsze będzie więcej czasu na przygotowanie i przeprowadzenie akcji edukacyjnej wśród milionów Polaków. Po drugie pracodawcy będą mieli więcej czasu na przygotowania, także w ramach budżetów, bo przecież wydatki na PPK staną się nową pozycją kosztową po ich stronie. Po trzecie zarządzający pieniędzmi w ramach PPK także lepiej się przygotują do tej gigantycznej operacji. Minusem opóźnienia jest to, że z poślizgiem na rynek kapitałowy oraz do całej gospodarki zaczną trafiać środki z PPK, a szacuje się, że rocznie na giełdę może spływać z tego źródła docelowo nawet 12 mld zł.

 

Zatem rząd ma dokładnie dziesięć miesięcy, aby przekonać Polaków, którzy zostaną obowiązkowo zapisani do PPK, że nie warto się z nich dobrowolnie wypisać i zostawić wszystko „po staremu”. To gigantyczne wyzwanie, bo doświadczenie innych krajów z podobnymi programami PPK jest pod tym względem zróżnicowane. Tak naprawdę, będzie to walka o wysoką tzw. stopę przystąpienia, aby była przynajmniej zbliżona do Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii (ok. 75 proc.), a nie Turcji (40 proc.) albo Włoch, gdzie z dobrowolnego oszczędzania na jesień życia zrezygnowało aż trzech na czterech Włochów. Pierwszorzędnym zadaniem będzie przekonanie Polaków, że żyją iluzją, iż skoro teraz płacą nawet wysokie składki na ZUS, to będą mieć godne emerytury. Nadal w społeczeństwie niewielka jest świadomość, jak katastrofalna będzie tzw. stopa zastąpienia (relacja emerytury do pensji). Oczywiście można o tej stopie przeczytać w milionach listów, jakie ZUS rozsyła co roku, ale jednak mało kto wierzy, że hipotetyczna wysokość emerytury będzie w granicach 20-30 proc. pensji. Uświadomienie tego społeczeństwu będzie bardzo bolesne i niełatwe, bowiem nadal panuje przekonanie, że „jakoś to będzie” albo „państwo pomoże”. Otóż nie pomoże, bo najzwyczajniej w świecie nie będzie miało z czego. Dlatego uruchomienie PPK jest tak szalenie ważne dla milionów Polaków, gdyż podniesienie stopy zastąpienia do nawet 40-50 proc. stawia przyszłych emerytów w znacznie lepszej sytuacji finansowej. Kampania edukacyjna będzie ważna także z innego powodu: trzeba bardzo wyraźnie wytłumaczyć, że PPK tak naprawdę nie jest programem emerytalnym, tylko oszczędnościowym, ponieważ nie ma w sobie świadczenia dożywotniego (annuitetu), a jedynie wypłatę przez okres maksymalnie dziesięciu lat. I to jest poważny minus PPK, ponieważ dochód rozporządzalny przyszłego emeryta po tym okresie znowu spadnie do poziomu 20-30 proc. sprzed emerytury. I to w późnych latach życia, kiedy z powodu np. opieki geriatrycznej czy kosztów leków bardziej potrzebowałby większych pieniędzy. Być może w przyszłych latach PPK zostaną tak przekształcone, że możliwe będą dożywotnie annuitety, ale na razie to jedynie program typowo oszczędnościowy. Polacy powinni to jasno zrozumieć, aby po dekadzie wypłat z PPK i równoległego świadczenia z ZUS nie wyciągnęli ręki do państwa, aby im „wyrównało” emerytury.

 

Na przekonaniu Polaków do PPK ważyć będą także losy OFE. Nie wystarczą zapewnienia premiera Mateusza Morawieckiego, że „PPK to nie jest następne OFE”. Owszem, środki zgromadzone w PPK od początku będą miały status prywatny, w przeciwieństwie do OFE, które zostały uznane na mocy wyroków SN i TK za środki publiczne, co umożliwiło „skok” na kasę rządowi PO–PSL i zabranie z funduszy części obligacyjnej. Sęk w tym, że najlepiej byłoby przekonać ludzi do PPK porządkując sprawę OFE i prywatyzując zgromadzone tam środki. Zresztą ówczesny wicepremier Morawiecki zapowiadał to już na początku 2017 r., ale plan zapisania na kontach Polaków 75 proc. środków z OFE jak na razie pozostaje na papierze. Powoduje to podejrzenia, że mogłyby one zostać znacjonalizowane na pełną skalę w razie poważniejszych problemów budżetowych. Warto pamiętać, że wprowadzenie OFE dwie dekady temu było tak naprawdę umową społeczną, która została już raz złamana przy okazji nacjonalizacji części obligacyjnej. Przekonanie ludzi, że PPK to nie „OFE-bis” byłoby o niebo łatwiejsze, gdyby 75 proc. środków z OFE zostało zapisanych na prywatnych kontach o statusie lokat bankowych, ale oczywiście z ograniczeniami dotyczącymi wypłat, niż pozostawienie dalszych losów tych pieniędzy w zawieszeniu.

 

Podczas prac nad PPK można było usłyszeć argument, że to jest projekt tak duży, że nie można równolegle realizować projektu „prywatyzacja OFE”. Jeśli rzeczywiście PPK szybko zostanie uchwalone, to będzie wystarczająco dużo czasu, aby zabrać się także za OFE jeszcze przed połową 2019 roku. Wzmocniłoby to wiarę przyszłych emerytów, że rzeczywiście środki w PPK będą prywatne „na zawsze”, a nie zostaną przechwycone przez państwo przy byle okazji. Tylko w taki sposób można chociaż częściowo odbudować zaufanie do państwa w sprawach związanych z zabezpieczeniem emerytalnym i długoterminowym oszczędzaniem w PPK, gdzie zostaniemy obowiązkowo zapisani, ale będziemy przecież mogli się wypisać.

 

Tomasz PrusekTomasz Prusek – publicysta ekonomiczny, prezes zarządu Fundacji Przyjazny Kraj, która m.in. prowadzi badania i analizy ekonomiczne, wspiera rozwój przedsiębiorczości oraz projekty edukacyjne.

 

Dziennikarz-politolog, absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia doktoranckie w Międzywydziałowym Zakładzie Studiów Amerykańskich UJ. Przez 25 lat pisał w „Gazecie Wyborczej” m.in. o rynku kapitałowym, nadzorze finansowym i corporate governance.

 

Laureat nagród i wyróżnień dziennikarskich: Akademii Ekonomicznej w Krakowie (Nagroda im. Eugeniusza Kwiatkowskiego 1996) za artykuł „Rok audytora” w miesięczniku „Gra na giełdzie”, „Rzeczpospolitej” i Coopers&Lybrand (wyróżnienie w konkursie „Kierunki rozwoju gospodarki polskiej do 2005 r.), Business Centre Club („Ostre Pióro” za propagowanie edukacji ekonomicznej), Citibank Handlowego we współpracy z Uniwersytetem Columbia (II nagroda w „Citigroup Journalistic Excellence Award), Fundacji Edukacji Rynku Kapitałowego (nagroda „Skrzydlaty FERK”),  Fundacji Batorego (nagroda specjalna w konkursie „Tylko ryba nie bierze?”), Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (wyróżnienie w konkursie o Nagrody SDP w 2007 r.). W konkursach Grand Press 2003 i 2012 nominowany w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne.

 

W 2005 r. nominowany do tytułu „Osobowość Rynku Finansowego i Kapitałowego 2005 r.". Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych uhonorowało go tytułem „Dziennikarz Roku 2011”. W 2015 był wśród laureatów plebiscytu „Ludzie i instytucje rynku finansowego 2015” CFA Society Poland i gazety giełdy „Parkiet”.

 

Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji

Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych realizuje projekt "Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji" współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Funduszy Europejskich w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. Sfinansowano w ramach reakcji Unii na pandemię COVID-19. Więcej informacji o projekcie