Karuzela personalna w spółkach skarbu państwa kręci się z największą szybkością od początku transformacji gospodarczej. Niestety, akcjonariusze mniejszościowi spółek giełdowych najczęściej nie znają powodów odwołania prezesa i nie wiedzą czy to tylko efekt politycznych gier, czy w spółce działo się naprawdę coś złego i za kilka miesięcy wypadnie „trup z szafy”.
Polska awansowała do kategorii rynków rozwiniętych według FTSE Russell, ale praktyka pod względem zasad corporate governance pozostawia wiele do życzenia, jeśli chodzi o zmiany na najwyższych szczeblach władzy, przede wszystkim w spółkach kontrolowanych przez rząd. Stołki wielu takich firm stały się tak „gorące”, że przez trzy lata mieliśmy okazję poznać i pożegnać już po kilku prezesów. Niestety, decyzje rad nadzorczych z reguły nie zawierają ani słowa uzasadnienia, dlaczego ktoś stracił posadę. Czasem widać, że doszło do cichego porozumienia i mamy „miękkie” odejście w formie rezygnacji z uzasadnieniem „względy osobiste”, albo „inne wyzwania”, pod którymi każdy może rozumieć co mu się podoba. Jednak nie brakuje także odejść „twardych”, gdy mamy jedynie suchy komunikat z rady nadzorczej o odwołaniu prezesa lub członka zarządu. Takie wiadomości spadają na akcjonariuszy jak grom z jasnego nieba. Zachodzą oni w głowę: „o co chodzi?”. Niestety, jedyne wyjaśnienia na jakie mogą liczyć, to nieoficjalne przecieki do mediów, nie można wykluczyć, że inspirowane przez osoby i ośrodki władzy, którym zależy na takim, a nie innym przekazie. Dlatego mogą być to zarówno powody zgodne z prawdą, jak i klasyczne fake newsy, także zahaczające o pomówienia. Odwołany prezes rzadko kiedy przedstawia własną wersję wydarzeń, więc w świat idzie przekaz, który może być zmanipulowany.
Tak naprawdę pozycję uprzywilejowaną mają wówczas członkowie rady nadzorczej reprezentujący największych akcjonariuszy, na czele z przedstawicielami skarbu państwa. Pozostali muszą zadowolić się plotkami. A sprawa jest poważna, bo odwołanie może być zarówno zasadne, ponieważ prezes sobie najzwyczajniej w świecie nie radził albo podejmował decyzje niekorzystne dla spółki, jak i bezzasadne, bo wynikające z frakcyjnej walki wewnątrz obozu władzy, gdyż dobrze płatne stanowiska w zarządach wielkich spółek są traktowane jak łup wojenny. Jeśli firmy zmieniają ośrodek władzy, pod jaki formalnie podlegają, to stanowiska traktowane są jako „swoje” do obsadzenia po wywaleniu „starych”. Rzadko kiedy rozgrywki personalne na najwyższym szczeblu mogą ujrzeć światło dzienne, jak to stało się w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdzie w obronie prezesa stanęli związkowcy, którzy publicznie zdemaskowali grę prowadzoną pod jego odwołanie. Opisane przez związkowców kulisy nie mają nic wspólnego z zasadami corporate governance, jakie powinny obowiązywać największego akcjonariusza wielkiej firmy. Na razie efekt był taki, że do odwołania nie doszło. Uspokoiło się w JSW, ale już media nieoficjalnie donoszą, że zagrożone są posady szefów Lotosu i Tauronu. W ten sposób przeciekami medialnymi szykuje się często grunt pod decyzję rady nadzorczej, tak naprawdę w praktyce wyrażającą wolę swojego największego państwowego właściciela. I znowu akcjonariusze mniejszościowi mogą się tylko bezsilnie przyglądać personalnej „grze o tron”.
Niestety, niestabilność władzy w spółkach kontrolowanych przez państwo nie sprzyja budowaniu przez nie długoterminowej wartości dla akcjonariuszy. Bo jeśli prezes ma być traktowany jako „przejściowy”, to ani nie stworzy strategii, ani tym bardziej nie będzie mieć czasu, aby ją zrealizować. A następca po prostu wrzuci jego pomysły do kosza. Chaos personalny w największych spółkach jest najmniej odczuwalny tam, gdzie namaszczone politycznie zarządy mają na tyle rozsądku, aby zachować wyższy szczebel zarządzania, który operacyjnie ma wieloletnie doświadczenie i tak naprawdę na swoich barkach niesie ciężar „dowożenia” wyników. Tam, gdzie po zarządach kosa personalna sięga głębiej na poziom dyrektorów, można z dużym prawdopodobieństwem spodziewać się kłopotów np. ze sprzedażą i zyskami, albo pozycją na rynku.
Trzeba jasno powiedzieć, że akcjonariusze spółek publicznych mają prawo wiedzieć dlaczego ktoś został odwoływany z funkcji prezesa albo członka zarządu. Owszem, takie decyzje bez podania przyczyny są także w spółkach „prywatnych od zawsze”. Jednak przynajmniej teoretycznie, pod względem corporate governance dobry przykład powinien płynąć z góry, od najbardziej wpływowego na giełdzie państwowego właściciela. Niestety, tak się nie dzieje. I pod tym względem nie należymy do rynków rozwiniętych.
Tomasz Prusek – publicysta ekonomiczny, prezes zarządu Fundacji Przyjazny Kraj, która m.in. prowadzi badania i analizy ekonomiczne, wspiera rozwój przedsiębiorczości oraz projekty edukacyjne.
Dziennikarz-politolog, absolwent Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia doktoranckie w Międzywydziałowym Zakładzie Studiów Amerykańskich UJ. Przez 25 lat pisał w „Gazecie Wyborczej” m.in. o rynku kapitałowym, nadzorze finansowym i corporate governance.
Laureat nagród i wyróżnień dziennikarskich: Akademii Ekonomicznej w Krakowie (Nagroda im. Eugeniusza Kwiatkowskiego 1996) za artykuł „Rok audytora” w miesięczniku „Gra na giełdzie”, „Rzeczpospolitej” i Coopers&Lybrand (wyróżnienie w konkursie „Kierunki rozwoju gospodarki polskiej do 2005 r.), Business Centre Club („Ostre Pióro” za propagowanie edukacji ekonomicznej), Citibank Handlowego we współpracy z Uniwersytetem Columbia (II nagroda w „Citigroup Journalistic Excellence Award), Fundacji Edukacji Rynku Kapitałowego (nagroda „Skrzydlaty FERK”), Fundacji Batorego (nagroda specjalna w konkursie „Tylko ryba nie bierze?”), Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (wyróżnienie w konkursie o Nagrody SDP w 2007 r.). W konkursach Grand Press 2003 i 2012 nominowany w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne.
W 2005 r. nominowany do tytułu „Osobowość Rynku Finansowego i Kapitałowego 2005 r.". Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych uhonorowało go tytułem „Dziennikarz Roku 2011”. W 2015 był wśród laureatów plebiscytu „Ludzie i instytucje rynku finansowego 2015” CFA Society Poland i gazety giełdy „Parkiet”.