Chat with us, powered by LiveChat

Madoff: Potwór z Wall Street. Netflix przybliża piramidę finansową wszech czasów [Recenzja]

Skomentuj artykuł
Źródło: www.imdb.com

Serial Netflixa o twórcy największej w historii piramidy finansowej pokazuje, że gdy nadzór nad rynkiem śpi, budzą się demony. Mieszanka chciwości i ignorancji okazała się wybuchowa, a na łatkę czarnego charakteru w tej opowieści zasługuje nie tylko Bernie Madoff.

 

Poniższa recenzja nie zawiera istotnych szczegółów odbierających przyjemność z oglądania serialu – bazuje jedynie na wiadomościach, które były powszechnie znane i w ciągu ostatnich 15 lat pojawiały się w mediach finansowych.

 

Jeśli jednak obawiasz się „spoilerów”,  kliknij tutaj, aby przejść do oceny zamieszczonej na końcu artykułu i wróć do lektury po obejrzeniu serialu.

 

Opowieść o Bernardzie Madoffie wpisuje się w modny ostatnimi czasy trend produkowania filmów i seriali o tematyce true crime. Od początku jasno zarysowana jest zbrodnia, zbrodniarz i ofiary – autorzy tylko i aż przeprowadzają widza po kolejnych meandrach historii, aż do z góry znanego wszystkim finału. Już sam podtytuł „Potwór z Wall Street” sugeruje nam, jak przedstawiona zostanie historia.

 

W tym wypadku głównym bohaterem nie jest postać równie odrażająca co John Wayne Gacy, równie trudna do zrozumienia co Ted Kaczynski czy równie złowieszczo charyzmatyczna co Ted Bundy. Bernie Madoff jawi się raczej jako ktoś, kto z uporem godnym lepszej sprawy brnął w zorganizowane przez samego siebie oszustwo finansowe, jakiego świat nie widział („wyceniane” na 65 mld dolarów).

 

Dlaczego to robił ? Najkrótsza odpowiedź brzmi: „Bo mógł”. Dłuższe uzasadnienie również jest widzowi podane, choć zapewne nie wszystkich przekona. Mimo wszystko warto poświęcić jeden lub dwa wieczory na serial. Tym bardziej, że równie dużo, co o samym Madoffie, mówi on o mechanizmach rządzących Wall Street w poprzednich dekadach, a nawet o psychologii inwestowania. Ba, da się tu nawet znaleźć wątki łączące opowieść o oszuście z Wall Street z antycznymi czy szekspirowskimi dramatami.

Krótka lekcja historii

Nazwisko Bernarda Madoffa większość polskich inwestorów poznała dopiero w 2008 r., po tym gdy jego piramida finansowa została zdemaskowana, a on sam trafił za kraty. Dla amerykańskich inwestorów, szczególnie tych bardziej zaznajomionych z głównymi figurami tamtejszego rynku, była to postać znana o wiele wcześniej. Madoff zasłynął przede wszystkim jako propagator cyfrowej rewolucji w handlu amerykańskimi papierami wartościowymi, co doprowadziło go m.in. do stanowiska przewodniczącego elektronicznej giełdy NASDAQ. Madoff z powodzeniem prowadził też działalność stricte rynkową – Bernard L. Madoff Investment Securities była jednym z czołowych market-makerów. Pozycja, którą nasz bohater wypracował sobie jako „szycha” z Wall Street, niewątpliwie pomogła mu w zorganizowaniu piramidy.

 

Pierwsze minuty serialu o Madoffie przybliżają nie tylko jego sylwetkę (wprawdzie nie zaczynał od pucybuta, ale milionerem też z urodzenia nie był), ale i rozwój samej Wall Street oraz sytuacji społeczno-politycznej w USA. To zabieg, który bardziej docenić mogą zagraniczni, a nie amerykańscy odbiorcy. Gdy w latach 60. Madoff zaczynał karierę na Wall Street, w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej o rynku kapitałowym nie było mowy, a spekulowano co najwyżej towarami pierwszej potrzeby (na marginesie, polecam spektakl Teatru Telewizji dotyczący tzw. Afery mięsnej).

 

Na tak zarysowanym tle, autorzy serialu umieszczają kolejne postaci. W centrum jest oczywiście Madoff, jednak poznamy także sylwetki jego żony, synów, współpracowników, klientów. Istotną rolę odgrywają dziennikarze oraz sygnaliści, którzy wcześniej zajmowali się jego sprawą, zanim prawda wyszła na jaw.

 

Kluczowa jest także rola „bohatera zbiorowego” czyli Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (ang. United States Securities and Exchange Commission). Można wręcz postawić tezę, że SEC jest w tej opowieści równie ważny co Madoff.

 

Safandulstwo w nadzorze, sprint w sądzie

Serial Netflixa z pewnością nie przestawia SEC w dobrym świetle. Przeciwnie, praca amerykańskiego nadzoru jawi się jako połączenie skrajnej ignorancji z biurokracją. Aferę Madoffa SEC miała przez lata pod samym nosem i nie zrobiła w tej sprawie nic, mimo apeli ludzi z rynku. Szczególnie zapadająca w pamięć jest scena, w której Madoff wychodzi bez szwanku z sytuacji, z której pozornie nie miał prawa wyjść.

 

Właśnie w tym tkwi magnetyzm historii największego przekrętu na Wall Street. Gdyby był to film fabularny, to zarzucilibyśmy scenarzyście mnóstwo przypadków naciągania rzeczywistości, a samą opowieść potraktowalibyśmy jako zbyt banalną, aby mogła wydarzyć się naprawdę. To tak, jakby w filmie o tematyce piłkarskiej bohater zdobywał zwycięskiego gola w ostatniej minucie finałowego meczu – w kinie banał, a na stadionie czy przed telewizorem krzyczy się z radości. Wisienką na torcie są w tym kontekście relacje Madoffa z pracownikami oraz przede wszystkim synami, które okazują się kluczowe dla przebiegu wyjaśniania jego sprawy.

 

Niestety, wątek SEC, zbyt często ograniczał się do prezentowania na wszystkie sposoby tego, że nadzór zawiódł, nie zareagował, pokpił sprawę itp. Być może równie ciekawy (aczkolwiek już tylko dla inwestorów, nie szerokiej publiki) byłby serial obrazujący, jakie mechanizmy zawiodły w SEC i co od tamtego czasu się zmieniło (poza przyrzeczeniem „nie będziemy ignorować sygnałów”). Rozumiem jednak, że to niekoniecznie interesowałoby milionowe rzesze widzów Netflixa.

 

W tym miejscu musi pojawić się także gorzka uwaga dotycząca krajowego podwórka. Jakkolwiek amerykański nadzór skompromitował się przed ujawnieniem piramidy Madoffa, tak należy podkreślić, że potem cała sprawa została przez wymiar sprawiedliwości przeprowadzona błyskawicznie, szczególnie jeśli porównamy to do polskich standardów. Madoff zatrzymany został w grudniu 2008 r., a już w czerwcu 2009 r. został skazany na 150 lat pozbawienia wolności, co było maksymalnym możliwym wymiarem kary. W polskich warunkach tempo nie do pomyślenia.

Chciwość niejedno ma imię

Cóż by to był za opis filmu czy serialu o tematyce giełdowej, gdyby nie pojawiło się w nim odwołanie do frazy „Greed is good” (ang. „Chciwość jest dobra) wypowiadanej przez Gordona Gekko z kultowego i oscarowego „Wall Street” Olivera Stone’a. Również i w serialu „Madoff: Potwór z Wall Street” sporo kręci się wokół drugiego z siedmiu grzechów głównych, jednak cieszy mnie, że nie ograniczono się do przypisania go jedynie Madoffowi.

 

Z serialu dowiadujemy się bowiem o ludziach, którzy lokowali pieniądze u Berniego na solidny i stały procent doskonale wiedząc, że „coś tu śmierdzi”. Ba, w chwilach gdy robiło się gorąco, Madoff pożyczał od nich pieniądze. Być może więc powinniśmy mówić nie o piramidzie Madoffa, ale piramidzie Madoffa-Picowera. Po obejrzeniu serialu z pewnością jestem bliżej takiego stanowiska.

 

Drugą pulę chciwych osób, którym być może atrakcyjne zyski przysłaniały i tak ograniczone zdolności analizowania produktów inwestycyjnych, byli ci, którzy u Madoffa zostawiali całe oszczędności życia. Daleki jestem od ich krytykowania, natomiast mimo wszystko możnaby oczekiwać, że wychowane w kapitalistycznym kraju osoby z wyższym wykształceniem i sporymi pieniędzmi nie włożą absolutnie wszystkiego co mają do jednego koszyka, nawet jeśli Bernie Madoff robił dobre wrażenie w lokalnym klubie golfowym lub był polecany przez znajomych.

 

– Mój ojciec zainwestował cały majątek w Berniego Madoffa. Bernie zrobił na nim wrażenie. Ogromne wrażenie. Marzeniem Żydów, takich jak mój ojciec, było zainwestowanie zarobionych pieniędzy i życie z odsetek – mówi jedna z poszkodowanych osób występująca w serialu.

 

Piramida Madoffa obejmowała też znacznie szersze grono – od europejskich arystokratów po klientów funduszy hedgingowych po obu stronach Atlantyku. Pojawia się też kilka nazw wielkich banków, z JP Morgan na czele, które po latach nie są kojarzone ze sprawą Madoffa, choć być może nadal powinny.

Dramat w czterech aktach na solidną czwórkę

Na koniec garść technikaliów i rekomendacja. Po pierwsze, serial „Madoff: Potwór z Wall Street” składa się z czterech odcinków trwających odpowiednio 54, 56, 62 i 77 minut (łącznie 4h 15 min). Po drugie, serial składa się z materiałów archiwalnych, wypowiedzi prawdziwych osób oraz scenek aktorskich. Te ostatnie nie są może najwyższych lotów, ale pomagają w odbiorze opowieści. Spragnionych mocniejszych wrażeń aktorskich odsyłam do filmu „Arcyoszust” (ang. The Wizard of Lies), gdzie w rolę Berniego Madoffa wciela się Robert De Niro, a jego żonę Ruth Gra Michelle Pfeiffer.

 

Na uwagę zasługuje natomiast warstwa muzyczna serialu Netflixa, za którą odpowiedzialny był Serj Tankian, znany szerszej publiczności jako wokalista zespołu „System of a Down”.

 

 

Podsumowując, serial „Madoff: Potwór z Wall Street” mogę z czystym sumieniem polecić wszystkim zainteresowanym tematyką giełdową, którzy nazwisko amerykańskiego oszusta gdzieś słyszeli, ale nie do końca wiedzą o mechanizmach jego przekrętu. Serial mogą też oglądać osoby, które nie mają do czynienia z inwestowaniem, choć wówczas pomocny będzie ktoś obok, kto pewne pojęcia będzie w stanie szybko wytłumaczyć.

 

W skali szkolnej oceniam serial na solidne 4. Nie jest to wybitne dzieło, ale rzetelne przybliżenie widzowi najważniejszych wątków jednego z najgłośniejszych skandali finansowych w historii. Cztery godziny poświęcone na obejrzenie serialu to nie tak dużo, a pewne obrazki mogą zostać w głowie na zawsze. Dzięki produkcji Netflixa raczej nikt więcej nie zarobi, ale być może znajdzie się ktoś, kto nie straci.

 

Ocena: 4/5

🟢🟢🟢🟢⚪

 

Madoff: Potwór z Wall Street”, reż. Joe Berlinger (2023). Serial obejrzeć można jedynie na platformie Netflix.

 

Dołącz do SII. Zobacz, co dla Ciebie mamy

 

Autor artykułu

 

Michał Żuławiński, redaktor SII Michał Żuławiński, redaktor SII

W latach 2012-2021 związany z redakcją Bankier.pl, w której odpowiadał za obszar Rynki. Od 2022 r. redaktor w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych. Autor licznych artykułów i analiz dotyczących głównie rynków finansowych, gospodarki oraz działalności banków centralnych. Laureat nagrody specjalnej NBP w konkursie dla dziennikarzy ekonomicznych im. Władysława Grabskiego.

Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji

Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych realizuje projekt "Zwiększenie konkurencyjności działalności Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych poprzez wdrożenie oprogramowania do obsługi subskrypcji" współfinansowany przez Unię Europejską ze środków Funduszy Europejskich w ramach Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój. Sfinansowano w ramach reakcji Unii na pandemię COVID-19. Więcej informacji o projekcie