Dokładnie dwa lata temu została wydłużona sesja giełdowa. W porównaniu do tego co działo się przed 3 stycznia 2011 roku, to zmiana polegała na wydłużeniu sesji – rano startujemy teraz o 9:00 i po południu - handlujemy aż do 17:30.
Biura maklerskie nigdy nie kryły niezadowolenia. Z ich punktu widzenia to przede wszystkim dodatkowe koszty. Trzeba rozpocząć pracę wcześnie rano, a następnie zostać dłużej po pracy. Dodatkowo chyba nikt nie ma wątpliwości, że biura muszą zacząć pracę na długo przed 9:00 (a nawet jeszcze wcześniej, gdyż kontrakty startują o 8:30) i skończyć nie o 17:30, lecz zdecydowanie później. Nic zatem dziwnego, że biura maklerskie nigdy nie były entuzjastami wydłużania sesji, zwłaszcza, że ta dodatkowa godzina nie przełożyła się na znaczący wzrost obrotów.
Czy nasze spółki, których akcje posiadamy w portfelach, zaczną więcej zarabiać dzięki zmianie godzin sesji, czy zaczną od tego płacić wyższą dywidendę?
To jest jeden punkt widzenia. Patrząc na to z innej strony, to rozumiem argumenty Giełdy, która podnosi, że chodzi o to, żeby po południu Warszawa zbyt szybko nie znikała z ekranów monitorów na całym świecie. Ci którzy handlują na rynkach globalnych powinni jak najdłużej oglądać nasz WIG20 i WIG na swoich ekranach obok DAX, FTSE i DJIA.
Jest argument z pewnością ważny, ale raczej dla inwestorów zagranicznych, tych co to handlują prosto ze swojego biura w Londynie, czy w Nowym Jorku. Ale czy jest to jakikolwiek argument dla naszych polskich inwestorów indywidualnych?
Spójrzmy na problem, czy sesję należy skracać, czy wydłużać z punktu widzenia przeciętnego inwestora. Otóż przeciętny inwestor indywidualny posiada w portfelu niewiele akcji (przeciętnie trzy) i rzadko zawiera transakcje, może raz w miesiącu. I teraz jest pytanie, jakie znaczenie ma długość sesji dla takiego średnio lub długoterminowego inwestora? Moim zdaniem żadne. Czy nasze spółki, których akcje posiadamy w portfelach zaczną więcej zarabiać, czy zaczną od tego płacić wyższą dywidendę? Raczej nie.
Jedyną różnicę powinni odczuć day-traderzy, którzy od lat narzekają na to, że w wskutek utraty korelacji z giełdą amerykańską są narażeni na luki w dniu następnym. Ok, przyjmuję ten argument. Tylko, że jak przyjrzymy się historycznie tym „zabójczym” lukom, to okazuje się, że tak samo jak występują luki przeciwko inwestorom, tak samo występują te, które są po ich myśli. Części osób to przeszkadza, bo chcieliby jak najdłużej obserwować giełdę w Stanach, a część chciałaby jednak wcześniej skończyć „pracę” i zająć się życiem rodzinnym. Jak się okazuje to ta druga opcja jest wręcz preferowana!
W ankiecie przeprowadzonej przez SII, w której pytaliśmy o różne możliwości skrócenia sesji giełdowej, padły następujące wyniki:
Odpowiedź | liczba głosów |
Jestem przeciwny, ma być tak jak teraz | 38 |
Zaczynajmy o 9:00, ale „handlujmy” po staremu do 16:30 | 130 |
Handlujmy tak jak teraz do 17:30, ale za to wyśpijmy się, zaczynajmy o 10:00 |
45 |
Wszystko mi jedno | 29 |