W erze niskich stóp procentowych inwestorzy zaczynają rozglądać się za innymi niż lokata bankowa formami oszczędzania. Nic dziwnego, jeszcze rok temu zakładaliśmy lokaty na 5-7% w skali roku. Dzisiaj, po wygaśnięciu tych lokat, bankierzy mówią do nas „mamy dla Państwa niezwykle atrakcyjne oprocentowanie w wysokości 2,1%, przyznają Państwo, że to korzystna oferta?”. Tak, jasne… i to bardzo.
Rachunek bieżący, czy coś innego?
Oczywiście po zapoznaniu się z tą niezwykle „atrakcyjną” ofertą sporo konsumentów usług finansowych zacznie szukać czegoś innego. Część z nich w ogóle zrezygnuje z oszczędzania pieniędzy. Mrożenie środków finansowych na dwuprocentowych lokatach terminowych będzie dla wielu osób kompletnie bez sensu i będą woleli trzymać pieniądze na rachunkach a vista, nawet jeżeli te miałyby być nieoprocentowane. W długim terminie bardzo powinien zyskać rynek kapitałowy. Spora część osób, dysponująca nadwyżkami finansowymi, skieruje swoją uwagę w kierunku akcji, szczególnie tych spółek, których stopa dywidendy przekracza powiedzmy 4-5%. Wbrew pozorom jest takich spółek całkiem sporo.
Czas na obligacje
Prawdziwą eksplozję czeka jednak rynek obligacji. I to wszystkich, zarówno skarbowych, komunalnych, a przede wszystkim korporacyjnych. Ale nie mam tu na myśli obligacji spółek, których kapitalizacja z trudem przekracza kilka milionów złotych. Tak się składa, że akurat te firmy nieco nadszarpnęły zaufanie inwestorów, nie dotrzymując w ostatnich latach swoich zobowiązań. Bardziej mam tu na myśli duże emisje obligacji prowadzone przez takie spółki jak GPW i Orlen. Dla wielu inwestorów zaufanie do tak dużych i rozpoznawalnych podmiotów jest niemalże równe z zaufaniem do Skarbu Państwa, co oznacza, że będą oni traktowali te inwestycje jako bardzo bezpieczne. A to z kolei oznacza, że duże spółki będą mogły wypuszczać miliardowe emisje obligacji o stosunkowo niewielkim oprocentowaniu. Zyskają na tym wszyscy. I spółki, które uzyskają dostęp do źródła pieniędzy, których pozyskanie jest tańsze od kredytu bankowego, i inwestorzy, którzy uzyskają stosunkowo bezpieczną inwestycję o oprocentowaniu wyższym niż lokata bankowa.
Małyszem w konsumenta
W tym całym mechanizmie kuleje tylko jedna rzecz. Brakuje elementów edukacyjnych ukierunkowanych na inwestorów indywidualnych. Przekonuje się inwestorów, że trzeba te obligacje kupować, bo jest to „spojrzenie w bezpieczną przyszłość”. W przypadku obligacji Orlenu to nie była kampania edukacyjna, informacyjna, a tylko i wyłącznie wizerunkowa. Do kupowania obligacji namawiali nas z ekranu telewizora i z wielkich ogłoszeń prasowych Adam Małysz, Jacek Czachor, Anita Włodarczyk i Tomasz Majewski. Nie było natomiast żadnej kampanii, w której tłumaczono by czym są obligacje, jak wylicza się oprocentowanie, a w szczególności jakie ryzyko towarzyszy inwestycjom w obligacje, itp. Widocznie decydenci uznali, że szkoda na to czasu, przecież obligacje i tak się sprzedadzą, więc po co jeszcze edukować inwestorów. Lepiej w tym czasie wyprodukować spot telewizyjny z Małyszem…