Obligacje przeważnie kojarzą się z bezpiecznymi inwestycjami. Inwestorzy z reguły uciekają w obligacje, jeżeli nie akceptują ryzyka inwestycji w akcje. Akcje przecież mogą z dnia na dzień tanieć. Obligacje co prawda też, wraz ze spadkiem wiarygodności emitenta, ale ich zmienność jest o wiele niższa, a po drugie takie sytuacje, przy zachowaniu minimum ostrożności, należą jednak do rzadkości.
Duże problemy z wypłacalnością spółek
To ogólne zaufanie inwestorów do obligacji niestety coraz częściej jest wystawiane na próbę. Wraz z upowszechnieniem się rynku obligacji korporacyjnych co chwilę docierają do nas informacje o tym, że jakiś podmiot nie spłaca swoich zobowiązań. Przykłady są dosyć znane. Obligacji nie spłacały w terminie lub w ogóle nie spłacały takie spółki jak Anti, Krzeptle, Ideon, MEW, TimberOne, EFH, czy ostatnio Gant. W samym tylko 2013 r. spółki, których obligacje były notowane na Catalyst, nie spłaciły zobowiązań na ponad 130 mln zł.
Profesjonaliści też sobie nie radzą
Okazuje się jednak, że ofiarami niesolidnych emitentów nie padają tylko inwestorzy indywidualni, ale także profesjonaliści, choć jest to złudne, bo w konsekwencji i tak tracą indywidualni klienci. W 2008 roku SEB TFI w ciągu kilku dni zanotowało około 20% spadek wartości aktywów. Jak się potem okazało w ich portfelu były m.in. obligacje Islandii. I w końcu niezwykle głośna sprawa, w ostatnich dniach TFI Copernicus poinformowało, że przecenia wartość zarządzanego funduszu obligacyjnego o 14,1%. I to w jeden dzień. W ciągu doby wyparowały oszczędności inwestorów z około 3,5 roku.
Dlaczego tak się stało? Odpowiedź dostajemy po analizie historycznych wyników. Otóż fundusz ten osiągał roczne stopy zwrotu na poziomie 7,5%, co jest znakomitym wynikiem w porównaniu z innymi funduszami obligacyjnymi. Fundusze obligacyjne dają przecież przeważnie stopy zwrotu między 4 a 6% w skali roku. A skoro stopa zwrotu w przypadku Copernicusa była tak wysoka, to oznacza tylko jedno – fundusz posiadał aktywa o wysokim ryzyku. Czy można taki wynik osiągnąć inwestując np. w obligacje Skarbu Państwa, czy też w obligacje banków spółdzielczych lub obligacje komunalne? Zapewne nie, w końcu nawet nazwa funduszu - Dłużnych Papierów Korporacyjnych - wskazuje, że bezpiecznie do końca być nie może.
No i faktycznie. Jak zajrzymy do wnętrza funduszu to znajdziemy tam takie pozycje, cokolwiek by to nie było, jak aktywa pod nazwą Tiger Moth Investments oprocentowane na poziomie 30%. Powtórzmy jeszcze raz na głos: 30%!!!
Cudzymi pieniędzmi łatwiej się ryzykuje
Zastanawiam się jak można świadomie i to na rachunek klienta kupić cokolwiek, obligacje, certyfikaty, nieważne co, jakikolwiek instrument finansowy, który ma oprocentowanie 30%. Czy po aferze Amber Gold, który oferował oprocentowanie 16% niczego się nie nauczyliśmy? W erze niskich stóp procentowych każda inwestycja, która teoretycznie ma przynieść kupon powyżej kilkunastu procent powinna być oglądana z kilku stron. Wyobrażam sobie, że można taki instrument kupić na własne konto i potraktować jako bardzo ryzykowną inwestycję. Ot, zabawić się jak w kasynie, wydać trochę pieniędzy dla adrenaliny. Ale kupować coś takiego na rachunek obligacyjnego funduszu inwestycyjnego, który z definicji powinien być funduszem bezpiecznym? Jak ktoś chciałby nabyć jakiś ryzykowny instrument, to kupiłby jednostki jakiegoś funduszu akcyjnego albo samemu zaczął inwestować na rynku instrumentów pochodnych. Nie wiem jak mogło do tego dojść. Ale cytując klasyka, widać jakoś mogło, skoro doszło.
Podobno Ci zarządzający, którzy kupili do portfela tak ryzykowne instrumenty już nie pracują w Copernicusie. Tylko co to nas inwestorów interesuje? Copernicus TFI w chwili obecnej nie wypłaca pieniędzy klientom i czeka na zgodę KNF, która umożliwi spłatę uczestników funduszu w ciągu kolejnych 6 miesięcy.
Źródło: