Ostatnie ruchy na parze walutowej EUR/PLN są ciekawe. Jeszcze ciekawsze są komentarze, które pojawiają się na rynku. Na rynku walutowym bazowym punktem wyjścia do rozmów na temat przyszłości jest po prostu wykres. Przedstawia się on następująco:
Źródło: stooq.com
Kreski mówią same za siebie. Jeszcze do niedawna tworzył się trójkąt, który od dołu i od góry coraz bardziej się zacieśniał. Obydwie linie miały kilka punktów oparcia, a to stanowiło o ich sile i dużym znaczeniu. Zanim kurs wyszedł dołem z formacji, mieliśmy do czynienia z konsolidacją wokół poziomu 4,20 z odchyleniami w obie strony +/- 7 groszy. Wybicie dołem jest ewidentne. Obecnie trwa książkowy ruch powrotny do przełamanej linii trendu. Do jego wystąpienia w ostatnich 2 dniach przyczyniły się oczywiście taśmy „Wprost”. Po ich publikacji, co po niektórzy inwestorzy mieli pretekst do zagrania na wzrost kursu. A wybrali sobie akurat dobry moment, gdyż w czwartek w Polsce było obchodzone święto i instytucje finansowe nie pracowały w przeciwieństwie do innych krajów. Znacznie zmniejszona płynność (również w piątek, jako część długiego weekendu) ułatwiała większe ruchy notowań. W dodatku korekta wzrostowa miała usprawiedliwienie po 7-groszowym ruchu po wybiciu (od 4,16 do 4,09 zł). Ci krótkoterminowi inwestorzy mogli spokojnie zrealizować sowite zyski, zamykając krótkie pozycje. Spekulanci oparli swoje argumenty do deprecjacji złotego o spadek zaufania do Marka Belki – prezesa NBP. Niektórzy zachodni komentatorzy sugerowali nawet możliwe odejście lub dymisję szefa NBP, jak również możliwość wcześniejszych wyborów. Wiadomo, że rynek bardzo nie lubi takich sytuacji niepewności. Poniedziałkowy powrót wszystkich graczy instytucjonalnych uspokoił wahania kursu, a ten jak na razie powrócił do trendu spadkowego. Od początku dnia (23 czerwiec 2014 r.) notowania EUR/PLN spadły z 4,17 do 4,15 zł.
Dziś rano usłyszałem ciekawą „teorię spiskową”. Kreśliła ona możliwy scenariusz, że „ktoś” mógł grać na wzrost pary EUR/PLN, jeśli wiedział, że takie materiały uderzające w obraz Polski na arenie międzynarodowej ujrzą światło dzienne. Potencjalnie na takim ruchu (ok. 7 groszy) owy inwestor mógł ugrać setki procent, gdyż na rynku walutowym jest możliwe korzystanie z dźwigni 1:500. I owszem, potwierdzam, matematycznie jest na to szansa. Ale czy praktycznie też jest? Otóż w mojej opinii NIE. Raczej nie. Dlaczego? Po pierwsze żaden z poważnych inwestorów obracający dużą gotówką nie grałby pod świeżo wygenerowany trend. Po drugie bardzo niewielu inwestorów korzysta z dźwigni 1:500. Najbardziej popularna jest dźwignia 1:100. Po trzecie od objęcia sterów w NBP przez Marka Belkę, inwestorzy grający na parach walutowych z naszą walutą biorą pod uwagę potencjalne interwencje walutowe zarówno ze strony NBP jak i BGK (Banku Gospodarstwa Krajowego), z którymi niejednokrotnie mieliśmy już do czynienia w ostatnich dwóch latach. Między innymi to jest powodem do większej stabilizacji relacji euro do złotówki. Po czwarte ów inwestor musiałby być bardzo odważny i posiadać duży zapas środków by wychodzić naprzeciw „naszych” instytucji. Jego skala „wielkości” musiałaby odpowiadać dużym, międzynarodowym funduszom hedgingowym lub inwestorom typu George Soros. A po piąte fundamenty naszej gospodarki (czytaj złotego) są wciąż na tyle dobre, by co najmniej utrzymywać kurs na dotychczasowych poziomach. Wskaźniki ekonomiczne Polski szczególnie dobrze wypadają na tle porównywalnych rynków z naszego regionu.
Nie można jednak wykluczyć , że scenariusz umacniania się złotego będzie kontynuowany. Wciąż nie wiemy jak dalej potoczy się afera taśmowa i jakie treści kolejnych nagrań ujrzą światło dzienne. Jak do tej pory większość agencji informacyjnych zagranicznych ogranicza się tylko do przekazania krótkiej informacji bez szerszych komentarzy. Wciąż czynnikiem zagrożenia jest pogłębiający się konflikt ukraiński. Ewentualne wkroczenie sił rosyjskich może być powodem do asekuracyjnego wycofania się części krótkoterminowego kapitału zagranicznego z Polski. Najczęściej ruch ten widoczny jest po rosnącej podaży na rynku polskich obligacji, a następnie wycofaniu w ten sposób uwolnionych środków poprzez zamianę ich ze złotówek na walutę obcą, czytaj spadek złotego. Nowym zagrożeniem jest też rozwijający się konflikt w Iraku, który ponownie wraca na pierwsze strony serwisów informacyjnych.
Jak widać strona popytowa i podażowa jak zawsze znajdzie swoje argumenty „za”. Dla mnie osobiście dużą rolę na rynku walutowym odgrywa jednak analiza techniczna. A ona mówi, że dopóki nie zanegujemy wybicia dołem z trójkąta, czyli nie wrócimy na trwałe ponad 4,17 zł to obowiązuje trend spadkowy.