Catalyst to najmłodsze dziecko Giełdy Papierów Wartościowych. To rynek, na którym notowane są głównie obligacje korporacyjne. Ze względu na swój charakter jest to zdecydowanie najmniej dynamiczny rynek ze wszystkich jakie są prowadzone przez Giełdę Papierów Wartościowych. To oczywiście nic dziwnego, zawsze na rynku, na którym są notowane obligacje będzie się mniej działo niż na rynku akcji. Ale czy to znaczy, że rynek obligacji jest mniej ciekawy? Że inwestorzy się nim nie interesują? Nic bardziej mylnego.
Młody nie znaczy że mały
To, że rynek jest młody wcale nie znaczy, że wciąż tkwi w powijakach. Wydaje się, że zarówno emitenci, jak i inwestorzy, doceniają mechanizm jaki dla nich stworzono. W samym tylko 2013 r. na Catalyst były notowane obligacje korporacyjne od 133 emitentów. Wartość przeprowadzonych emisji tychże obligacji wyniosła 52 mld zł, a wartość obrotów 1,9 mld zł. Ta ostatnia liczba nie robi wrażenia w porównaniu z rynkiem akcji, ale trzeba mieć na uwadze o jakim instrumencie mówimy. Największe emisje obligacji notowanych na rynku Catalyst w 2013 r. przeprowadziły spółki PGE (wartość emisji 1 mld zł), ING (565 mln zł) oraz GNB Auto Plan (519 mln zł).
Oprócz dominującego trybu plasowania emisji w drodze oferty prywatnej, na Catalyst notowane są też obligacje, wyemitowane w drodze oferty publicznej. Ze znaczących należy wymienić oferty Ganta, GPW, Getin Noble Bank, PCC Rokita, PKN Orlen oraz Kruka.
„Dobrą robotę” dla rynku obligacji zrobiły też niskie stopy procentowe. Inwestorzy w naturalny sposób poszukują jakichkolwiek inwestycji, które pozwolą zarobić więcej niż 2–3% w skali roku, jakie aktualnie można uzyskać na tradycyjnych lokatach bankowych, a jednocześnie nie będą niosły ryzyka tak charakterystycznego dla akcji.
Inna dynamika i charakter rynku Catalyst
Podstawowa różnica między rynkiem akcji a obligacji to zmienność. W związku z tym na rynku obligacji nie ma day-traderów. Nikt nie kupuje rano, żeby sprzedać po południu. Inwestycje z horyzontem tygodniowym, czy też nawet miesięcznym należą do rzadkości. Zdecydowana większość inwestorów kupuje obligacje na długi termin. Wynika to oczywiście z możliwych do uzyskania stóp zwrotu, które przeważnie nieznacznie przekraczają oprocentowanie lokat bankowych. Spora grupa inwestorów kupuje obligacje i najczęściej trzyma je aż do wygaśnięcia. Obligacje są dla nich idealnym wręcz substytutem lokat bankowych. Nawet konstrukcja takiej obligacji jest w dużym przybliżeniu podobna do lokaty bankowej. Podobnie jak w banku inwestorzy lokują pieniądze na z góry określony termin i znają, przynajmniej przybliżone, oprocentowanie. Jedyna różnica jest taka, że daną obligację można w dowolnym momencie sprzedać. Lokaty bankowej zerwać, bez utraty odsetek, najczęściej nie możemy. Oczywiście ewentualna sprzedaż obligacji musi być wykonana umiejętnie, tak aby nie pozbawić się odsetek za okres trzymania obligacji.
Kryzys zaufania
Rynek Catalyst nie cieszy się jednak dobrą renomą wśród inwestorów. Na ten brak zaufania zapracowali po części sami emitenci, którzy tylko w 2013 r. nie wykupili długu na ponad 130 mln zł. Aż 26 podmiotów spóźniało się lub w ogóle nie wypłacało odsetek. 5 podmiotów w trakcie roku zbankrutowało (Ideon, MEW, TimberOne, EFH i Gant), pozostawiając inwestorów na przysłowiowym lodzie.
Za Catalystem ciągnie się więc takie odium, które powoduje to, że inwestorzy dosyć niechętnie patrzą w kierunku wielu podmiotów, które wybrały emisję długu jako stałe źródło finansowania. Co mogą zatem zrobić spółki, aby wybić się ponad przeciętność i z sukcesem plasować kolejne emisje obligacji? Odpowiedź jest banalna, samo wykonanie już nie - nie mogą zawodzić zaufania inwestorów
Niestety słyszałem też wypowiedzi osób z władz rynku kapitałowego, którzy ze zdziwieniem pytali: „Ale jak to? Relacje inwestorskie na Catalyst? Po co?”
Relacje inwestorskie na Catalyst
W związku z tą, pewną odmiennością rynku Catalyst i naturalnie ograniczoną aktywnością inwestorów, wydaje się, że niektórzy nie doceniają tego rynku. Ba, wręcz podejrzanie patrzą na to, że na rynku Catalyst są inwestorzy i że trzeba się z nimi komunikować. Część z emitentów zdaje się tak postępować. Emitują obligacje i zapominają o wszystkim, ograniczając się do spłaty odsetek w określonych terminach.
Niestety słyszałem też wypowiedzi osób z władz rynku kapitałowego, którzy ze zdziwieniem pytali: „Ale jak to? Relacje inwestorskie na Catalyst? Po co?” Z inwestorami na rynku Catalyst należy się komunikować tak samo jak z inwestorami inwestującymi na rynku akcji. Tu sprawa jest prosta, są emitenci, są inwestorzy, jest kapitał. A zatem jest to normalny rynek giełdowy, na którym obowiązują takie same prawa jak na podstawowym parkiecie GPW, czy na NewConnect.
Z punktu widzenia spółek to wszystko prowadzi do jednego celu - zwiększenia wiarygodności. W konsekwencji emitenci powinni odnosić wymierne korzyści, czyli móc plasować kolejne emisje, po pierwsze w całości z sukcesem, a po drugie taniej. Dla inwestorów korzyść też jest oczywista. Kupując obligacje od zaufanego podmiotu, wiedzą, że podejmują mniejsze ryzyko tego, że ich pieniądze nie przepadną w kolejnej podejrzanej transakcji.
Powyższe wnioskowanie wydaje się oczywiste. Nie da rady jednak tego osiągnąć działając krótkoterminowo i doraźnie. Aby zbudować zaufanie inwestorów i pewną markę swoich obligacji potrzeba najzwyczajniej w świecie działań długofalowych.
Problem mają w szczególności te podmioty, które nie posiadają ogólnopolskiego znanego brandu, jak np. Orlen, który całą promocję swoich obligacji oparł na dużej (i zapewne drogiej) kampanii reklamowej w ogólnopolskich mediach, w tym w telewizji.
Ciekawym, pozytywnym przypadkiem, są kolejne publiczne emisje obligacji PCC Rokita, spółki do tej pory mało znanej, bo nienotowanej na warszawskiej giełdzie, która dosyć konsekwentnymi działaniami z zakresu relacji inwestorskich, niemalże identycznymi jak na rynku akcji, przyzwyczaiła inwestorów do tego, że obligacje spółki to ciekawa inwestycja. PCC Rokita od 2011 r. uplasowała już 6 emisji obligacji, prowadząc otwartą, a co najważniejsze regularną politykę informacyjną. To co jest bardzo widoczne to ten brak doraźności, działania z doskoku, który wydaje się procentuje.
Czy warto zatem prowadzić relacje inwestorskie na rynku Catalyst? Ależ oczywiście. Pytanie wręcz nie powinno brzmieć, czy warto. Bo to nie jest kwestia wyboru. Te relacje prowadzić po prostu trzeba. Dyskusja powinna więc dotyczyć tego jak to zrobić efektywnie. Stawką z jednej strony jest przecież długoterminowa wiarygodność spółki będącej emitentem obligacji. Z drugiej strony na takich działaniach będą zyskiwać inwestorzy, którzy o wiele prościej będą mogli identyfikować bezpiecznych i wiarygodnych emitentów. Chodzi o to, aby inwestorzy nauczyli się, że są dodatkowe kryteria wyboru obligacji poza oprocentowaniem. Takie działania powinny powodować to, że coraz mniej inwestorów będzie kończyć swoje inwestycje z niespłaconymi obligacjami Ganta, Anti, itp.
Ten artykuł pochodzi z Akcjonariusza 2/2014