Z ogromnym zaciekawieniem przeczytałem na stronach Parkietu artykuł „Przyszłość giełdy: trzy kierunki działań” autorstwa Prezesa SEG Mirosława Kachniewskiego. Tak się składa, że mamy od pewnego czasu nowy Zarząd GPW, więc różnego rodzaju artykuły punktujące wyzwania przed nim stojące są aktualnie w modzie.
Jest w tym artykule taki prowokujący fragment:
Najbardziej podstawowy biznes, jakim przez lata był obrót akcjami (i pochodnymi na nich opartymi), nie daje szans na istotny wzrost przychodów. Duże i płynne spółki już są notowane, podobnie jak sporo mniejszych i mniej płynnych, natomiast te jeszcze mniejsze i jeszcze mniej płynne po prostu mogą nie dać zarobić, kreują zaś zwiększone ryzyko reputacyjne.
Oznaczałoby to, że skoro rynek akcji nie daje szans na istotny wzrost przychodów dla GPW, że jesteśmy w jakimś martwym punkcie w ogóle jeżeli chodzi o rozwój rynku kapitałowego w Polsce. Bo co to znaczy? Że obroty nigdy już nie wzrosną? Że spółek nie będzie przybywać, a te co są już notowane nie będą rosnąć? Że inwestorzy trwale zmniejszyli swoją aktywność i szukają alternatywnych form inwestowania? Jeżeli tak by odczytywać znaczenie tego akapitu, to rysująca się przed nami przyszłość byłaby niezwykle smutna, bo to by oznaczało, że Warszawa w gruncie rzeczy pozostanie na zawsze małym, w skali świata, ryneczkiem.
W krótkim terminie kto wie. W długim na pewno nie.
Może i tak jest, jak zostało opisane w cytowanym fragmencie, ale tylko w krótkim terminie. Choć w tym przypadku możemy różnić się jeżeli chodzi o rozumienie sformułowania krótki termin, bo mam na myśli jakieś 2–3 lata. Potrafię sobie wyobrazić w najbliższej przyszłości jakiś poważniejszy kryzys, ewentualnie kontynuację marazmu, który w tymże krótkim terminie skutecznie odciągnie inwestorów od rynku akcji (w szczególności indywidualnych, dla których inwestowanie nie jest pracą, więc w okresach gorszej koniunktury po prostu nie muszą inwestować). Ale w długim, co najmniej kilkunastoletnim horyzoncie czasowym, zakładając, że koniunktura na rynku akcji będzie odzwierciedlać koniunkturę w realnej gospodarce i że jednak żadnej wojny w Europie nie będzie, takiej ewentualności sobie nie wyobrażam.
Rynek akcji to jednak podstawa każdego rynku kapitałowego. Spójrzmy na rynek amerykański, który nigdy nie borykał się z problemem zakończenia cyklu wielkich prywatyzacji, czy też ograniczenia roli OFE przez Państwo, a jednak jakoś się zdołał rozwinąć. Nie wyobrażam sobie także, że giełda zacznie poszukiwania niszy na rynku obligacji, depozytów, energii itd. Oczywiście nie jest powiedziane, że to są złe kierunki rozwoju, bo być może są, a przecież sporo tych działań już jest realizowane. Ciężko mi jednak wyobrazić sobie, że przykładowo rynek obligacji może docelowo skutecznie konkurować wielkością i atrakcyjnością z rynkiem akcji, czy z rynkiem pochodnych opartych na akcjach i indeksach.
Nauczmy ludzi oszczędzać pieniądze
W szczególności rynek akcji jest naturalnym pierwszym wyborem dla inwestorów indywidualnych. Pozostaje jedynie znaleźć metodę, nie tyle jak zatrzymać aktywnych inwestorów, tylko jak zainteresować inwestowaniem na giełdzie szerokie rzesze społeczeństwa. Na giełdzie powinno inwestować nie kilkadziesiąt tysięcy osób, a kilka milionów, tak jak to się dzieje regularnie od lat na rynkach zachodnich. Oczywiście nie wszyscy powinni aktywnie handlować, sporo z nich to będą inwestorzy dywidendowi, ale tak naprawdę o to właśnie chodzi.
Jest dosyć prosta i jednocześnie bardzo długa droga jeżeli chodzi o zwiększenie zainteresowania inwestorów indywidualnych. Polakom trzeba skutecznie w końcu wytłumaczyć, że najwyższy czas, aby zaczęli sami oszczędzać na emeryturę. I jednocześnie należy zacząć promować rynek kapitałowy jako miejsce gdzie mają gromadzić te oszczędności. Trzeba jedynie zmienić miejsce gdzie Polacy trzymają oszczędności z systemu bankowego na rynek kapitałowy. Tylko tyle i aż tyle. Tak jak wspomniałem, to jest dosyć proste zrobienia - jest potrzebna szeroko zakrojona akcja edukacyjna. Z drugiej jednak strony to są działania, które zajmą długie, długie lata. Ale nawet biorąc pod uwagę ten dosyć odległy horyzont czasowy to po prostu trzeba zrobić. Natomiast w żaden sposób nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że szukajmy czegoś innego, bo „najbardziej podstawowy biznes, jakim przez lata był obrót akcjami (i pochodnymi na nich opartymi), nie daje szans na istotny wzrost przychodów”.