Na rynku NewConnect nie brakuje emitentów, którzy nie prowadzą praktycznie żadnej działalności gospodarczej. Z wieloma z nich akcjonariusze nie mają też jakiegokolwiek kontaktu.
Miłe złego początki
Tragiczna historia wielu spółek z alternatywnego systemu obrotu (i ich akcjonariuszy) często zaczyna się tak samo. Na początku były szerokie plany rozwoju, gwarancje sukcesów w przyszłości, obietnice podboju krajowych czy nawet światowych rynków i inne śmiałe wizje kreślone głośno przez kierownictwo emitentów. Nic dziwnego, że wiele osób, skuszonych wysokimi zyskami, prędko zapisało się na akcje. Pomińmy skrajne sytuacje, gdzie (pomimo wcześniejszych szumnych zapowiedzi ze strony zarządu) po przeprowadzeniu oferty prywatnej i zebraniu pieniędzy od inwestorów akcje nigdy nawet nie zostały wprowadzone do obrotu publicznego (naprawdę są takie przypadki!).
Przed podjęciem decyzji inwestycyjnej zawsze warto samodzielnie ocenić bieżącą sytuację i perspektywy emitenta
Dalej załóżmy więc, że zgodnie z planami następował huczny debiut na parkiecie, a do grona akcjonariuszy stopniowo dołączali kolejni entuzjaści, kupując akcje już na rynku wtórnym. Czasami również jednak w tych przypadkach zderzenie z rzeczywistością było brutalne – okazało się, że wcześniejsze obietnice składano na wyrost, a realizacja wszelkich celów strategicznych zupełnie się nie powiodła lub jest niemożliwa.
Do trzech razy sztuka?
Niektórzy emitenci nie poddali się od razu – pomysłowi członkowie zarządu pod starym lub nowym szyldem rozpoczynali kolejną, zupełnie inną działalność gospodarczą, często prosząc akcjonariuszy o następną szansę i o dodatkowe pieniądze na rozwój w formie emisji akcji. Druga czy nawet trzecia próba czasami jednak także nie była udana. Kierownictwo części innych podmiotów, choć zrezygnowało z własnych ambicji, szukało za to inwestorów, którzy chcieliby przejąć udziały w spółce. Tym bowiem nierzadko łatwiej i szybciej było kupić swego rodzaju gotowe miejsce na rynku giełdowym i wnieść do niej działalność swojej innej, dotąd niepublicznej, firmy niż przechodzić od początku do końca całą procedurę dopuszczenia akcji tej firmy do obrotu.
Głowa w piasku czy oszustwo?
Niestety, efektem niepowodzenia planu biznesowego spółki najczęściej jest jej wegetacja na rynku giełdowym, a ostatecznie jej wykluczenie. Emitent nie podejmuje już jakiejkolwiek aktywności, obowiązkowe raporty bieżące i okresowe publikowane są nieterminowo lub wcale, nikt nie odpowiada na wiadomości i telefony akcjonariuszy. W konsekwencji Giełda Papierów Wartościowych żąda przeprowadzenia analizy sytuacji finansowej, gospodarczej i perspektyw dalszego prowadzenia działalności przez firmę, zawiesza obrót akcjami, a ostatecznie wyklucza je z obrotu. Co natomiast ciekawe, gdy spółka powoli tonie, w międzyczasie nierzadko pierwsi pokład opuszczają członkowie jej zarządu i rady nadzorczej, którzy rezygnują z pełnionych wcześniej funkcji. Akcjonariusze są zdani zatem tylko na siebie, a brak odpowiednich organów w firmie powoduje, że pole do działania jest bardzo ograniczone (np. ciężko żądać zwołania obrad walnego zgromadzenia).
Na spółki, które nie publikują
w terminie raportów, trzeba uważać. Szybko może się okazać, że wymagane informacje wcale nie zostaną przekazane,
a w efekcie akcje zostaną wykluczone z obrotu
Najgorzej jednak, gdy kierownictwo danego emitenta w ogóle nie ma odwagi lub umyślnie i z premedytacją nie chce przyznać się do porażki. Akcjonariusze przez pewien okres dalej mamieni są fikcyjnymi opowieściami zarządu spółki o jej wspaniałych perspektywach i wysokich wynikach w przyszłości. Sprawozdania finansowe bywają koloryzowane, negatywne informacje są zupełnie pomijane albo przedstawiane w taki sposób, by nie można było ich właściwie zinterpretować, a w momencie gdy rynek zorientuje się, jak naprawdę wygląda sytuacja w przedsiębiorstwie, jest już za późno na właściwą reakcję. Gdy w międzyczasie członkowie zarządu dodatkowo masowo sprzedają swoje akcje – co niestety także się zdarza – można podejrzewać, że wszystko od początku do końca było po prostu oszustwem. W takich przypadkach natomiast decyzja Giełdy o wykluczeniu akcji z obrotu, choć tragiczna w skutkach dla akcjonariuszy mniejszościowych, dla zarządu spółki może być bardzo korzystna – od tej pory kończy się nadzór właściwych instytucji nad emitentem, zmniejsza się zainteresowanie nią opinii publicznej i znika większość obowiązków informacyjnych. Inwestorzy mają więc znacznie trudniej w walce o odzyskanie utraconych pieniędzy.
Nadzieja na przyszłość
Pocieszające jest to, że wyżej opisane historie to nie reguła na NewConnect. Równolegle można znaleźć na nim podmioty, które naprawdę są warte uwagi, stabilnie się rozwijają, prowadzą transparentną politykę informacyjną i dbają o najlepsze standardy komunikacji. Niestety, często nie najlepsza reputacja całego rynku odbija się jednak na większej nieufności inwestorów również do tej ciekawej i perspektywicznej grupy spółek. By natomiast zmienić negatywne postrzeganie alternatywnego systemu obrotu wciąż potrzeba jeszcze dużo czasu i pracy.
Pewne jest, że tych złych przypadków było i nadal jest zdecydowanie zbyt wiele. Zaostrzenie regulacji i bardziej restrykcyjne podejście Giełdy do podmiotów już notowanych, jak i tych, które planują debiut na rynku, choć w krótkim terminie może być bolesne dla inwestorów (np. zawieszenia i wykluczenia z obrotu spółek, których akcje znajdują się na rachunkach), daje jednak nadzieję na pozytywne efekty w przyszłości. W dłuższym terminie rynek powinien zyskać na jakości, a inwestorzy zauważyć, że na NewConnect też można zarabiać.