Michał Masłowski, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych: Jakie główne wyzwania stoją przed nowym Zarządem Giełdy?
Paweł Tamborski, Prezes Zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie: Pod koniec października zaprezentowaliśmy rynkowi zaktualizowaną strategię, która ma być realizowana do 2020 r. Jednym z jej głównych celów jest zwiększenie płynności na rynkach akcji, papierów dłużnych i terminowym. Aby nasz rynek rozwijał się, musimy współdziałać z innymi jego uczestnikami. Dlatego chcemy, np. współpracować z domami maklerskimi przy tworzeniu programów promocyjnych i edukacyjnych oraz produktów, które będą atrakcyjne dla inwestorów indywidualnych. Rozmawiamy też między innymi o nawiązaniu aktywnej współpracy z bankami inwestycyjnymi, by móc razem pozyskiwać nowych emitentów, np. dla naszego rynku akcji czy długu. Liczymy na to, że również banki będą zainteresowane rozwojem rynku obligacji korporacyjnych, m.in. dlatego, że wraz ze zmieniającymi się regulacjami będą musiały poszukiwać długoterminowych źródeł finansowania. Jednym z takich instrumentów są listy zastawne, które, mamy nadzieję, zyskają uznanie wśród inwestorów giełdowych. W strategii założyliśmy także rozwój rynku towarowego, na którym dziś handluje się głównie gazem i energią elektryczną. Jest jednak oczekiwanie, że stworzymy ofertę instrumentów pochodnych na indeksy cen energii czy gazu. Dodatkowo chcielibyśmy także stworzyć rynek instrumentów opartych na cenach produktów spożywczych i węgla. To perspektywiczne branże tym bardziej, że Polska jest szóstym rynkiem w Europie w produkcji rolnej oraz jest największym producentem węgla w Unii Europejskiej. Jeśli chodzi o rynek derywatów, to koncentrujemy się na odbudowie płynności kontraktu na WIG20, który jest naszym najważniejszym instrumentem. Będziemy też rozwijać instrumenty pochodne na stopę procentową, czy waluty oraz uruchomimy instrumenty powiązane z rynkiem towarowym. Oczekujemy, że wszystkie te działania przez najbliższe sześć lat, przyniosą konkretne efekty finansowe, takie jak podwojenie EBITDA ze 144 mln zł w 2013 r., czy 7-procentowy średnioroczny wzrost przychodów. Chcemy, aby GPW była nie tylko operatorem wysokiej jakości platform obrotu, ale i atrakcyjną inwestycją.
Co Pan sądzi o zmniejszającym się udziale inwestorów indywidualnych w obrotach? Czy nie niepokoi to Pana? Czy to według Pana stała tendencja?
Zawsze podkreślam, że inwestorzy indywidualni są kluczowi dla giełdy i całego rynku kapitałowego. Przyczyniają się do jego rozwoju nie tylko poprzez swoją aktywność na giełdzie, ale także przez tworzenie kultury inwestowania. Mam nadzieję, że nadal tak będzie, mimo, że ich udział w obrotach na GPW maleje. Wciąż jednak stanowią oni około 13 proc. w obrotach na rynku akcji, podczas gdy na innych europejskich giełdach inwestorzy indywidualni generują jedynie około 5 proc. obrotów. W Polsce najwięcej inwestorów indywidualnych przyciągały na giełdę duże prywatyzacje, które powoli się kończą, choć nadal są spółki Skarbu Państwa, które mogłyby zadebiutować na giełdzie.
Generalnie można wyróżnić trzy grupy inwestorów indywidualnych. Do pierwszej należą ci, którzy akceptują w swoich działaniach duże ryzyko – to bardzo aktywna grupa. Dla nich oprócz giełdy atrakcyjne jest inwestowanie np. na rynku walutowym. Druga grupa inwestorów indywidualnych to osoby, które może są mniej aktywne na rynku, ale jednak szukają atrakcyjnego zwrotu z inwestycji. Dla nich atrakcyjne mogą być produkty odnoszące się do indeksów giełdowych i mam nadzieję, że w przyszłości banki rozszerzą tu swoją ofertę. Do ostatniej grupy inwestorów zaliczają się ci, którzy inwestują na giełdzie sporadycznie. Chcemy im pomóc dostrzec i docenić możliwość długoterminowych inwestycji na giełdzie. Taką zachętą może być indeks WIG20TR uwzględniający wypłaty dywidend spółek z WIG20. Od połowy 2012 r. wzrósł on o ponad 35 proc. To ciekawa oferta dla inwestora, który chce zbudować plan oszczędzania w dłuższej perspektywie.
Niestety wydaje się, że mało prawdopodobny jest powrót do czasów, gdy udział inwestorów indywidualnych w obrotach na rynku akcji sięgał poziomu 30 proc. Chcielibyśmy jednak, aby poziom obrotów generowanych przez inwestorów systematycznie rósł, a ich aktywność nie dotyczyła wyłącznie rynku akcji, czy kontraktów na WIG20, ale również innych klas aktywów jak obligacje czy produkty ETP, których na Giełdzie są setki – każdy możne znaleźć odpowiadający mu produkt.
W naszych działaniach edukacyjnych będziemy blisko współpracować z różnymi instytucjami, m.in. z Ministerstwem Skarbu, bankami i domami maklerskim, aby pokazywać ludziom, jak ciekawą i szeroką ofertę ma dla nich rynek kapitałowy.
„Zawsze podkreślam, że inwestorzy indywidualni są kluczowi dla giełdy i całego rynku kapitałowego. Przyczyniają się do jego rozwoju nie tylko poprzez swoją aktywność na giełdzie, ale także przez tworzenie kultury inwestowania. Mam nadzieję, że nadal tak będzie, mimo, że ich udział w obrotach na GPW maleje”.
Porównując, ilu jest aktualnie aktywnych inwestorów w porównaniu do liczby osób, które mogłyby inwestować na giełdzie okazuje się, że aktywny jest niezwykle skromny procent społeczeństwa, szczególnie jeżeli porówna się to z rynkami zachodnimi, gdzie inwestowanie na rynkach kapitałowych jest o wiele bardziej rozpowszechnione. Jak zatem Giełda ma zamiar przyciągać nowych inwestorów indywidualnych?
Wbrew pozorom, to w porównaniu z wieloma rynkami na zachodzie w Polsce jest całkiem dużo otwartych rachunków maklerskich, a ci którzy inwestują są bardzo aktywni. To jednak nie oznacza, że nie niepokoi nas trend spadkowy w aktywności inwestorów indywidualnych. W interesie całego rynku, czy wręcz gospodarki jest, aby jak największa liczba osób podchodziła świadomie i aktywnie do zarządzania swoimi finansami, aby ich działania wychodziły poza trzymanie oszczędności na koncie oszczędnościowym. Dlatego będziemy dalej angażować się w naukę inwestowania i dla tych początkujących, jak i dla tych, którzy chcą pogłębiać swoją wiedzę. W ramach działań edukacyjnych już oferujemy dostęp do licznych szkoleń, webinarów itp. Strategia giełdy kładzie bowiem silny nacisk m.in. właśnie na przyciąganie na rynek kapitałowy nowych inwestorów. Wiemy, że czeka nas dużo pracy, ale jesteśmy też świadomi tego, że musimy ich poszukiwać, bo to pozwoli nam rozwijać nasze rynki. Przy partnerskim podejściu będziemy mogli zaoferować inwestorom indywidualnym produkty stworzone z myślą o nich.
Co dalej z rynkiem NewConnect? Wydaje się, że rozwój tego rynku, dotarcie do inwestorów zostało skutecznie zahamowane przez regulacje prawne, jak również przez niezbyt sprzyjającą koniunkturę. Inwestorzy narzekają zarówno na jakość ofert na tym rynku, jak i na ogromne problemy z dotarciem do informacji o debiutujących spółkach. Komunikacja spółek z rynku NewConnect z inwestorami też nie jest wzorem do naśladowania.
Nasz rynek alternatywny jest stosunkowo młody. Nie jest jeszcze nawet nastolatkiem, ale pojawiają się pewne, powiedzmy – wyzwania wychowawcze. Po siedmiu latach od powstania mamy na NewConnect 435 spółek (w tym 10 zagranicznych), których łączna kapitalizacja przekracza 9,4 mld zł. Dla dziesiątek spółek NewConnect stał się trampoliną do Głównego Rynku GPW, co jest zupełnie naturalną drogą. To pokazuje, że udało nam się zbudować skalę na rynku, który został stworzony z myślą o małych i średnich firmach. Z drugiej strony, musimy dalej pracować nad poprawą jakości i egzekwować spełnianie obowiązujących wymogów tak od spółek, jak i autoryzowanych doradców. Fundamenty do tego już są. W 2013 r. rozpoczęła się reforma NewConnect, a w tym roku przyjęliśmy zmiany w regulacjach, np. zawężony został krąg podmiotów uprawnionych do sporządzenia dokumentu zawierającego m.in. wyniki analizy sytuacji finansowej i gospodarczej emitenta wyłącznie do autoryzowanych doradców, którzy nie świadczyli u niego usług autoryzowanego doradcy w okresie ostatnich trzech lat obrotowych. Taki przepis ma podnieść jakość raportów. Ale też bardzo jasno mówimy i już wdrażamy to w życie, że firmy, które w sposób konsekwentny nie spełniają wymogów, będą karane.
Trzeba jednak pamiętać, że jak wszędzie, to kilka zgniłych owoców psuje markę reszcie. Przypadki się zdarzają, ale to są tylko przypadki. Z naszych statystyk wynika, że na NewConnect są setki prawidłowo zarządzanych spółek z dobrymi biznesami, które dają zarobić swoim akcjonariuszom.
Chciałbym, aby udało doprowadzić się do autoregulacji NewConnect. Chodziłoby o to, aby jego uczestnicy sami dbali przede wszystkim o to, by pozbywać się nierzetelnych uczestników rynku. To same spółki i autoryzowani doradcy powinni dokładać starań, by podnosić standardy. Wierzę, że jest to możliwe, a Giełda będzie ich aktywnie wspierać w tym procesie. W ślad za tym będzie rosnąć zaufanie do rynku i rozwój NewConnect, a to oznacza przyciągnięcie nowych inwestorów.
Czy zmniejszenie roli OFE będzie miało według Pana wpływ na koniunkturę na warszawskim parkiecie? Znaczący do tej pory gracz znacznie ograniczy przecież swoją aktywność.
To, że znikła niepewność co do tego, ile osób zdecyduje się zostać w OFE, jest bardzo ważne dla rynku i samej giełdy. Mamy już bowiem jasność, jak fundusze będą się zachowywać w nowych regułach i jak to na nas wpłynie. W OFE zostało więcej osób, niż zakładano. Dziś już wiemy, że dalej będą aktywne na polskim rynku, choć zapewne będą się angażowały w większe, bardziej płynne i dywidendowe firmy. To nie oznacza oczywiście, że nie będą szukały okazji wśród mniejszych spółek, ale będą w tym procesie dużo bardziej selektywne niż dotąd. Mogą też stać się bardziej aktywnym uczestnikiem, np. rynku długu korporacyjnego. Możemy śmiało powiedzieć emitentom i inwestorom zainteresowanym naszym regionem, że Warszawa wraca do gry, że jesteśmy otwarci na biznes i oferujemy dostęp do kapitału oraz możliwość rozwoju. Wciąż jesteśmy atrakcyjni dla inwestorów zainteresowanych rynkami wschodzącymi i wciąż mamy aktywnych oraz zasobnych krajowych inwestorów instytucjonalnych.
„W interesie całego rynku, czy wręcz gospodarki jest, aby jak największa liczba osób podchodziła świadomie i aktywnie do zarządzania swoimi finansami, aby ich działania wychodziły poza trzymanie oszczędności na koncie oszczędnościowym. Dlatego będziemy dalej angażować się w naukę inwestowania i dla tych początkujących, jak i dla tych, którzy chcą pogłębiać swoją wiedzę”.
Czy konkurencja ze strony alternatywnych platform obrotu, zwłaszcza brokerów forexowych, jest faktycznie realnym zagrożeniem dla warszawskiej Giełdy?
To na pewno konkurencja, jeśli chodzi o klientów otwartych na odważniejsze produkty. Z drugiej strony niepokojące są komunikaty KNF o poziomie strat ponoszonych przez inwestorów na takich platformach. Istnieje niebezpieczeństwo, że część inwestorów może stracić przez to zaufanie do całego rynku. To, co jest naszym atutem i zarazem może być przewagą w coraz bardziej konkurencyjnym otoczeniu, to kwestie bezpieczeństwa i przejrzystości. To przekłada się na zaufanie i wiarygodność. Jeśli chodzi o ofertę, to Giełda ma nie tylko produkty dla ostrożnych inwestorów chcących minimalizować ryzyko, ale również takie, gdzie można szukać wysokich zwrotów ponosząc oczywiście wyższe ryzyko. Takie produkty z pewnością mogą zainteresować inwestorów aktywnych dziś na rynku forexowym.
Jak zamierza Pan pogodzić interesy uczestników rynku, które często wydają się sprzeczne? Co z nawoływaniem maklerów o obniżenie prowizji?
Może zabrzmi to banalnie, ale musimy rozmawiać. Ze wszystkimi uczestnikami rynku. Tak było np. przy aktualizacji strategii, którą szeroko konsultowaliśmy z rynkiem. Efekt jest taki, że jej nowe założenia zostały bardzo dobrze odebrane przez rynek. Jesteśmy świadomi, że rynek kapitałowy, to system naczyń połączonych, dlatego wszyscy jego uczestnicy są dla nas ważni i chcemy słuchać ich głosów. Dyskusja o opłatach zawsze będzie się toczyć. Dla nas kluczowe jest to, że musimy być tańsi, ale przede wszystkim bardziej efektywni. Zamierzamy kontynuować dialog z maklerami o zmniejszeniu ponoszonych przez nich kosztów giełdowych i w tej dyskusji będziemy brać pod uwagę interesy wszystkich uczestników rynku.
Wywiad pochodzi z Akcjonariusza 5/2014