Notowania ropy naftowej na światowych rynkach od połowy 2014 roku lecą na łeb na szyję. Sprzyjają temu obawy inwestorów o sytuację chińskiej gospodarki i informacje o możliwym zwiększeniu produkcji surowca przez Iran przy już występującej nadpodaży na rynku.
We wtorek ceny notowanej na nowojorskiej giełdzie ropy WTI w dostawach na luty spadły do poziomu 29,93 dolarów za baryłkę, najniższego od grudnia 2003 roku. Po niewielkim czwartkowym odbiciu kurs zanurkował dzisiaj jeszcze niżej, tj. do 29,39 dolarów za baryłkę, obecnie tracąc już ponad 5 proc. w stosunku do wczorajszego zamknięcia.
Podobnie sytuacja wygląda z ropą Brent (LCOc1), która jest notowana na giełdzie ICE Futures w Londynie. Chwilowo wczoraj wyceniana ona była na 29,73 dolarów za baryłkę, co jest poziomem najniższym od lutego 2004 roku. Obecnie znajduje się natomiast tuż poniżej 30 dolarów za baryłkę, tracąc w ciągu dzisiejszego dnia blisko 4 proc.
Źródło: www.stooq.pl |
Przyczyn takiego stanu rzeczy można upatrywać w obawach inwestorów o kondycję całej globalnej gospodarki, w tym przede wszystkim biorąc pod uwagę spowolnienie w Chinach i wysoką zmienność na tamtejszej giełdzie. Niższe tempo wzrostu gospodarczego, a przez to pogorszenie popytu, zwiększyłoby już istniejącą nadpodaż na rynku tego surowca.
Nie wydaje się jednak, aby w najbliższym czasie kraje zrzeszone w OPEC zmieniły swoją strategię i zdecydowały się na zmniejszenie produkcji, czego domagają się niektórzy członkowie tej organizacji (np. Nigeria). Wręcz przeciwnie. Przewiduje się, że dzięki możliwemu zniesieniu międzynarodowych sankcji, co według spekulacji ma nastąpić już w ciągu najbliższych dni, Iran zwiększy swój eksport ropy o około 400-500 tys. baryłek dziennie (kluczowe będzie przy tym, jak szybko Iran będzie w stanie wprowadzić na rynek te dodatkowe ilości ropy). Nie można także wykluczyć, że reakcją skonfliktowanej z Iranem Arabii Saudyjskiej, która jest największym eksporterem ropy w OPEC i jednym z największych jej producentów na świecie (w zależności od rodzaju danych zajmuje pod tym względem pierwsze lub drugie miejsce), będzie dodatkowe zwiększenie eksportu i zaostrzenie wojny cenowej.
Zdania analityków co do momentu zatrzymania spadków na rynku ropy są podzielone. Choć w długim terminie takie poziomy nie są możliwe do utrzymania (przy obecnych cenach w wielu miejscach wydobycie stało się nieopłacalne, wstrzymywane są także inwestycje w nowe złoża), to jednak w krótszym horyzoncie czasowym istnieje ryzyko łapania spadającego noża. Niektóre banki inwestycyjne, jak np. Goldman Sachs czy Morgan Stanley, przewidują, że w krótkim terminie ceny mogą obniżyć się nawet do 20 dolarów za baryłkę (przy czym obie wspomniane wyżej instytucje wskazują na zupełnie inne czynniki możliwych dalszych spadków).
Komu sprzyjają niskie ceny ropy?
Z niskich cen ropy naftowej niewątpliwie mogą cieszyć się kierowcy, bo paliwa które tankują na stacjach benzynowych są coraz tańsze (przy czym korelacja między notowaniami ropy na światowych rynkach a cenami detalicznymi na stacjach nie jest idealna i zależy m.in. od relacji złotówki do amerykańskiego dolara, marży przetwórców czy wysokości podatków). Niższe ceny paliw to także niższe koszty dla firm transportowych i linii lotniczych.
W przypadku spółek zajmujących się przerobem i dystrybucją produktów naftowych, jakimi w Polsce są np. PKN Orlen czy Lotos, wpływ spadku kursu ropy naftowej na wyniki rozpatrywać można z różnych perspektyw. Z jednej strony, niższe ceny sprzedaży produktów rafineryjnych, mimo rosnącego wolumenu, przyczyniają się do generowania niższych przychodów ze sprzedaży. Często konieczne jest także przeszacowanie wartości zapasów do cen możliwych do uzyskania, co wpływa negatywnie na raportowane wyniki. Z drugiej strony, koszty zakupu ropy są niższe. Ważne staje się zatem to, ile wynosi różnica pomiędzy przychodami ze sprzedaży produktów a kosztami zakupu surowców, a więc ile wynosi tzw. modelowa marża rafineryjna. Ta w ostatnich kwartałach była wyraźnie wyższa w porównaniu z poprzednimi okresami, co sprzyjało wynikom finansowym PKN Orlen.